Zobacz opis Zobacz opis sztuki: SPALONA POWIEŚĆ
Kategoria BTL Nowa Dramaturgia
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 120 minut

SPALONA POWIEŚĆ

OPIS / OVERVIEW

SPALONA POWIEŚĆ

Osadzona w realiach sowieckiej Rosji historia niepotrzebnego Chrystusa spleciona z postacią Szatana przerażonego ludzkimi możliwościami.

17 lutego 2007
Premiera spektaklu "Spalona powieść"
Zobacz
13 lutego 2007
Konferencja prasowa przed premierą Spalonej powieści
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor / author
Jakow Gołosowker
przekład / translation
Henryk Paprocki
reżyseria / direction
Wojciech Szelachowski
scenografia / scenography
Jerzy Murawski
muzyka / music
Krzysztof Dzierma, Janusz Grzywacz
asystent reżysera / director's assistant
Piotr Damulewicz

OBSADA / CAST

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Nowy zbawiciel krąży po Moskwie lat 20.

Jacek Sieradzki, Przekrój nr 12, 22.03.2007

ROZWIŃ

Rękopisy nie płoną - powiadał messer Woland. Ten jednak płonął i ginął, był rekonstruowany, do naszych czasów dotarł w wersji szczątkowej. I to cud, że w ogóle dotarł. "Spalona powieść" Jakowa Gołosowkera, filologa klasycznego, tłumacza i filozofa, więźnia Workuty i wiecznego tułacza-wygnańca, to coś jakby wariant/zapowiedź/przeczucie/inspiracja "Mistrza i Małgorzaty".

Oto szaleniec zarejestrowany w domu wariatów jako Isus (czytaj: Jezus) krąży po Moskwie lat 20. Spotyka skazańca, dziwkę, dziewczynę gwałconą na pustkowiu, ducha Lenina na kremlowskich murach. Wysłuchuje szatana - wiecznego antagonisty - w dyspucie jak z "Braci Karamazow". Nie widzi jednak dla siebie miejsca i znika. To impresja raczej niż fabuła, traktat, a nie materiał na spektakl. Wojciech Szelachowski pieczołowicie przeniósł utwór na scenę, tym razem bez wsparcia lalek, uwzględniając dziury pozostałe po rekonstrukcji i fragmentaryczną strukturę niepozwalającą na role o wymiarze większym niż monolog (świetne etiudy Szatana - Ryszarda Dolińskiego, dziwki - Iwony Szczęsnej, dziewczyny - Izabeli Marii Wilczewskiej). Usadził nas na wąskim balkonie ponad sceną nie po to, by ofiarować uprzywilejowaną pozycję, ale raczej po to, by oddalić i uduchowić nikomu niepotrzebne, jak się okazuje, Drugie Przyjście. Reżyserski pietyzm stawia widzowi wymagania, żąda zanurzenia się w hieratyczny ton, dopowiadania sobie tego, co z oryginalnego tekstu poszło z dymem. Ufajmy, że znajdą się tacy, którzy wyzwanie podejmą. Choćby ci, którym wystarczy za zachętę to, że Bułhakow cenił i autora, i powieść.

Chrystus z twarzą przestraszonego dziecka

Sylwia Grygorowicz, Dziennik Teatralny Białystok, 15.04.2008

ROZWIŃ

Na przestrzeni wieków różnie wyobrażano sobie powtórne przyjście Chrystusa; inaczej widział je Memling, a inaczej Herbert. Zawsze jednak było ono związane z końcem świata i zawieszeniem dotychczasowych praw, otwarciem nowego rozdziału. Mało kto pomyślał o tym, że powtórne przyjście może zostać niezauważone przez nikogo, sądowi zaś może podlegać Chrystus i sens jego istnienia...

Moskwa, lata 20, dwudziestego wieku. Obserwujemy pacjentów w szpitalu dla obłąkanych, Jurodomie. Każdy z nich jest inny - mężczyźni, kobiety, młodzi, starzy. Opowiadają nam historię powieści, która została spalona i jej autora, Izusa. Nikt nie wiedział, kim on był naprawdę - może Jezusem, jak twierdził, a może tylko obłąkanym, jak oni wszyscy. Któregoś dnia zniknął, zostawiając po sobie książkę, zapis jego wędrówki przez ziemię i rozmów z Oramem.

Dziwny to duet, Izus i Oram. Wydają się zawieszeni poza światem - jeden odziany w kosmatą czerń, drugi w biel, jeden do granic emocjonalny, drugi stonowany, jakby przestraszony światem. To Chrystus, jeśli Chrystus, zarazem boski i ludzki, boski w ideałach, ludzki w strachu i niepewności, z jaką wychodzi do świata, Chrystus z twarzą przestraszonego dziecka. Z drugiej zaś strony mamy Orama, wątpiącego w sens bożej koncepcji, rozgoryczonego tym, co dzieje się na świecie. Na jego zarzuty, na jego krzyki Izus nie znajduje odpowiedzi, potrafi tylko zejść na świat i pokazać, że jest inaczej.

Spektakl pokazuje kilka rzeczywistości - osobno prezentuje się lustrzany świat rozmów Orama z Izusem, osobno - Jurodom, po którym obłąkani przechadzają się powoli, opowiadając nam historię tajemniczego pacjenta, który zostawił księgę i zniknął. Jeszcze inny jest świat nocnych wędrówek Izusa - cela skazańca, podejrzany lokal, wiejskie wysypisko. W te miejsca trafia Izus, szukając ludzi, którzy pójdą za nim tak, jak dwa tysiące lat temu; tym ludziom trzeba jednak czegoś innego, czegoś bardziej konkretnego niż wyciągnięta nieśmiało dłoń. A Izus ich nie zachęca, patrząc na nich z niepewnością i przestrachem. To nie jest Bóg z gromem w dłoni, to przestraszony chłopak, który musi potwierdzić sens swojego istnienia.

Określenie tematu sztuki nie jest łatwe. Na pierwszy rzut oka mowa jest o relacji Boga z człowiekiem, ale też pojawia się refleksja na temat doli człowieka w świecie, który każe mu cenić wyżej potrzeby fizyczne niż duchowe, problem podwójnej rzeczywistości, czy wreszcie - walka, ale czy na pewno dobra i zła? Raczej człowieczeństwa i bóstwa, bo przecież ani anemiczny Izus nie jest dobry ze swoim brakiem stanowczości, ani wątpienie Orama nie świadczy o jego zepsuciu. Spektakl nie jest więc łatwy. Czasem zawadzają przydługie monologi - szczególnie nużąca jest początkowa opowieść obłąkanych, pełniących tutaj rolę narratorów, potem jednak akcja nabiera rumieńców. Na tle filozoficznych, przyciężkich wywodów pozytywnie wyróżniają się sceny z wędrówki Izusa, spotkanie z prostytutkami, młodą dziewczyną czy skazańcem - dobrze zagrane, mówią niekiedy więcej niż nabożne słowa obłąkanych.

Specyficzny jest świat wykreowany w sztuce. Akcję sceniczną oglądamy spod sufitu, siedząc na podczepionych wysoko platformach. Szpital widzimy więc z góry - potęguje to wrażenie odcięcia tego miejsca od reszty świata, ustawiających nas tym samych w roli wyższych obserwatorów, by nie rzec sędziów. Nie na długo jednak - z teatru wychodzimy z podobnymi myślami, co owi obłąkani, i tak jak oni nie wiemy, kim wreszcie był Izus, czy bogiem, czy tylko kolejnym obłąkanym. Efekt szpitalnej sterylności podkreśla biała scenografia i białe szaty aktorów, mistyczności dodają świece, stojące najczęściej na planie krzyża. Można odnieść wrażenie, jakby brało się udział w jakimś obrzędzie - głosy obłąkanych są skupione i poważne, ruchy powolne i pełne nabożeństwa. Ów obrzędowy klimat wydaje się jednak niedopełniony: z jednej strony sprawia wrażenie za słabo zaznaczonego, z drugiej mamy świadomość, że jego wzmocnienie mogłoby nie wyjść spektaklowi na dobre. W końcu, Dziady są tylko jedne i nie ma sensu robić nic na ich modłę.

Spalona powieść nie daje żadnych odpowiedzi, nie podsuwa żadnych rozwiązań, wręcz przeciwnie - rozjątrza te problemy, które widz nosi w sobie. Jest ona adaptacją powieści Jakowa Gołosowkera, wpisująca się w nurt rosyjskiej literatury spod znaku Dostojewskiego czy Bułhakowa, który zresztą znał i cenił ten tekst. Trudno więc wymagać od niej lekkości czy łatwości - odrobina niepokoju przyda się jednak w świecie, w którym wszystko jest jasne i klarowne. Fakt, że można było ten niepokój zaserwować w bardziej dosadnej formie, nie rozmywać potokami słów, ale i tak jest dobrze. Wprawiony widz go znajdzie, mniej wprawiony będzie miał spokojny wieczór.

Nie ma sztuki bez ognia

Anna Andrejczuk, Dziennik Teatralny Białystok, 10.02.2008

ROZWIŃ

Spalona powieść - zawieszony pomiędzy realiami sowieckiej Rosji a współczesnością spektakl w reżyserii Wojciecha Szelachowskiego. Premiera sztuki odbyła się 17 lutego w Białostockim Teatrze Lalek. Widzowie dzielą się na tych, którzy opuszczają teatr po 20 minutach i tych, którzy na końcu biją brawa na stojąco. Może warto więc się zastanowić, co powoduje tak odmienne reakcje wśród widowni.

Publiczność tworząc krąg ponad sceną, otacza aktorów, zamkniętych w domu wariatów. Ciekawa scenografia, świece rozświetlające półmrok, panujący w teatrze, wchodzą w dysonans z niemalże szarpanymi wypowiedziami bohaterów spektaklu. Wygłaszanie kwestii na przemian przez kolejnych artystów przypomina odbijanie piłeczki - chwila nieuwagi może spowodować brak zrozumienia.

Nie zachwyca nawet monolog wygłoszony przez Orama - w tej roli czołowy aktor BTL-u Ryszard Doliński. Podobną bezradność wobec trudnego tekstu prezentuje Isus, czyli Chrystus, który wychodzi na ulice Moskwy. Niemoc bohatera ma swoje apogeum w scenie, gdy aktor staje wśród publiczności - kolejny raz milcząc.

Spektakl posiada jednak kilka godnych uwagi momentów. Jednym z nich jest scenka z młodocianą prostytutką, w której rolę wcieliła się Iwona Szczęsna. Rozwiewa ona na moment nudę, daje ujście obecnemu niemalże przez całe przedstawienie przesadnemu patosowi. Publiczność na pewno zaintryguje interesujący rozkład przestrzeni, czyli scena "en ronde" - otoczona widownią z czterech stron.

Adaptacja Spalonej powieści Jakowa Gołosowkera zapowiadała się interesująco, ale realizacja pozostawia wiele do życzenia. Widzowie z pewnością odnajdą podobieństwa do Mistrza i Małgorzaty, są to jednak przypadkowe zbieżności, gdyż powieść Bułhakowa powstała później.

Nie było płomieni, iskier, żaru - w BTL-u powieść nie spłonęła, mimo że w rzeczywistości faktycznie kilka razy została zniszczona przez pożar i musiała być rekonstruowana - zabrakło ognia... i pasji.

Udławili się słowami

Kurier Poranny, 21.02.2007

ROZWIŃ

Jeżeli aktor może zadławić się nadmiarem zdań wielokrotnie złożonych, a przedstawienie zawalić pod ciężarem słowa, to wzorcowym przykładem takiej zapaści artystycznej jest "Spalona powieść" w reżyserii Wojciecha Szelachowskiego.

Sobotnia premiera w Białostockim Teatrze Lalek była katastrofą - co prawda piękną, ale bezwarunkową.

Piękno tej teatralnej porażki wynika z wysoko ustawionej poprzeczki. Gdyby "Spaloną powieść" oceniać według śmiałości zamierzeń, mielibyśmy do czynienia z arcydziełem. Niestety, realizatorom zabrakło sił i pomysłów, by obronić swoją koncepcję.

Jezus na ulicy

Akcja powieści Jakowa Gołoskowera rozgrywa się w Związku Radzieckim, w czasach NEP-u (ogłoszonej w 1921 roku Nowej Ekonomicznej Polityki). W domu wariatów. Specyficznym, bo zamknięto w nim poetów, pisarzy, malarzy i wszelkiej maści artystów nierealistycznych, a więc niepewnych, dla władzy podejrzanych.

Jeden spośród pensjonariuszy, osobnik zapisany "pod rubryką" Izus, napisał powieść. Inny pensjonariusz przeczytał księgę, po czym ją zniszczył. Izus zniknął z zakładu. Ci, co czytali, odtworzyli jego dzieło. To, co udało im się zrekonstruować, oglądamy w przedstawieniu Białostockiego Teatru Lalek. To historia Izusa (Jezusa), z którym spór o kondycję człowieka toczy Oram (Szatan). Choć Oram twierdzi, że ludzie nie potrzebują Zbawiciela, Izus wychodzi na ulice Moskwy, by "łowić serca"...

Konstrukcja świata odrzucającego Jezusa jest aż nadto pojemna, by przyjrzeć się również naszej współczesności. Nieustająco aktualny, szczególnie w czasach etycznego zamętu, kruszenia autorytetów, narastających obaw o przyszłość, jest też spór o naturę człowieka. Czy jesteśmy w głębi duszy dobrzy, czy po prostu puści, jałowi, skłonni do popełniania najgorszych występków, łatwego ulegania pierwotnym instynktom? Kolejny trop, to nieprawomyślni artyści zamykani w domu wariatów - w jurodomie, znaczy domu jurodiwych, świętych szaleńców.

Potencjalnych możliwości wyzyskania tej fabuły jest wiele. Jednak Wojciechowi Szelachowskiemu nie udało się wyjść poza mniej lub bardziej udaną inscenizację wybranych wątków powieści Gołoskowera. Reżyser ugrzązł w wizji, a aktorzy w tekście.

Totalny przesyt

W spektaklu Wojciecha Szelachowskiego wszystkiego jest za dużo. Za dużo aktorów na scenie, za dużo zdań wielokrotnie złożonych, za dużo słów trudnych, za dużo powtórzeń, za dużo sensów możliwych, a nie do końca wyartykułowanych.

To mogła być historia kameralna, rozpisana na trzy głosy: Izus, Szatan i Narrator. Szelachowski postawił na narratora zbiorowego. Wprowadzenie właściwej akcji, naświetlenie kontekstu historycznego i psychologicznego rozpisał na chór aktorski, na wszystkich mieszkańców jurodomu. Technicznie jest to uzasadnione: stale obecni na scenie aktorzy przemeblowują dekoracje i uczestniczą w kolejnych scenkach z wędrówek Izusa po ulicach Moskwy. Jednak zabieg ten wypada kompletnie sztucznie. Prolog widowiska wlecze sie w czasie. Przechodzenie monologu z ust do ust teoretycznie ma głębszy sens: zbiorowa, chóralna rekonstrukcja historii Izusa, dokonana przez natchnionych śpiewaków, to rodzaj modlitwy tych, którzy widzieli i uwierzyli. To powtórzenie procesu, który przed wiekami doprowadził do powstania Nowego Testamentu. Jednak w praktyce zabieg okazuje się po prostu nudny. Czas płynie, a wątły sens wypowiadanego na głosy tekstu umyka...

Po męczącym wstępie, rozpoczyna się zmaganie Orama (Ryszard Doliński) z tekstem. Walka jest nierówna... Jakoś trudno uwierzyć, że tak kanciasty, ciężki, dopraszający się szybkiej adiustacji monolog ktokolwiek byłby w stanie ożywić, uczynić zajmującym.

Trochę powietrza wpuszczają do "Spalonej powieści" scenki z "wyjść na miasto". Najlepiej chyba wypada Muśka Iwony Szczęsnej. Rola młodocianej prostytutki pozwala na chwilę wytchnienia od udręczającego patosu.

Inna przestrzeń

Największym odkryciem inscenizatorów "Spalonej powieści" jest nowa przestrzeń. Widzowie siedzą wokół sceny, na wysokości około trzech metrów. Przyglądają się z góry akcji scenicznej. To perspektywa "boska", uprzywilejowana. Pozwala widzieć więcej, dokładniej. Takie ustawienie zbliża aktorów i widzów, stwarza też szansę dla ciekawych rozwiązań plastycznych. Choć to osiągnięcie "przy okazji" i na marginesie "Spalonej powieści", to jego wartość jest nie do przecenienia. Pod warunkiem, że w BTL-u nie zabraknie pomysłów, jak tę nową organizację przestrzeni wykorzystać.

Isus wychodzi ze szpitala

Monika Żmijewska, Gazeta Wyborcza Białystok, 14.02.2007

ROZWIŃ

Publika zawieszona trzy metry nad ziemią ogląda z góry dom wariatów i jego pacjentów czytających pewien rękopis... To wszystko w sobotę w Białostockim Teatrze Lalek. Premiera "Spalonej powieści" Jakowa Gołosowkera.

Zapowiada się interesująco - ze względu na nietypową inscenizację powieści, jak i tajemniczą otoczkę, która towarzyszy książce rosyjskiego pisarza. Literaturoznawcy do dziś zachodzą w głowę, czy pomysłów od Gołosowkera nie pożyczał do "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakow ("Mistrz..." powstał później niż "Spalona powieść"), a i losy książki Gołosowkera - spalonej, potem rekonstruowanej - są fascynujące.

Teatralnej adaptacji nieznanej szerzej powieści (w Polsce ukazała się tylko raz w 1995 roku, wydana zresztą przez białostocki "Łuk") podjął się Wojciech Szelachowski.

- "Spaloną powieść" podrzucił mi kiedyś Piotr Damulewicz [aktor BTL - red.], odleżała trochę na półce, aż uznałem, że jestem gotów ją przenieść na scenę - mówi reżyser. - Czytelnicy odnajdą w niej pewne podobieństwa do "Mistrza i Małgorzaty". O ile jednak u Bułhakowa na ulicach Moskwy krąży szatan Woland i jego ekscentryczna banda, o tyle u Gołosowkera na tychże ulicach pojawia się Chrystus. To bardzo ciekawa powieść, wielopoziomowa, szkatułkowa - historia niechcianego Chrystusa, spleciona z postacią przerażonego szatana.

W sowieckim domu wariatów (Jurodomie) jednemu z pensjonariuszy wydaje się, że jest Isusem (Jezusem - w tej roli Krzysztof Pilat). Wychodzi ze szpitala, wędruje po Moskwie, nie omijając więzień, spelunek i burdeli, w nadziei, że spotka kogoś, komu on, "Syn Boży", byłby jeszcze potrzebny. W Jurodomie pozostawia rękopis "Niezniszczalny zapis", który czytają pozostali pacjenci. Jeden z nich pali tekst, ale inni pensjonariusze odtwarzają go z pamięci...

Oram szatański

Adaptacja Szelachowskiego dość wiernie trzyma się tekstu Gołosowkera, choć reżyser nieco go udramatyzował. To już jego trzecia przymiarka do tematu "szatańskiego" - wcześniej w BTL zrobił "Puncha" i "Rozmowy z diabłem" Leszka Kołakowskiego. Wszystkie trzy spektakle łączy postać Ryszarda Dolińskiego, który wciela się w nich w diabelskich bohaterów. Doliński: - Gram Orama, jednego z pensjonariuszy zakładu psychiatrycznego. Czy to szatan? Takie określenie nie pada, ale ktoś, kto przeciwstawia się Chrystusowi, rzeczywiście szatanem może być. Będzie to szatan frasobliwy, który martwi się, że przyszły takie czasy, w których za chwilę nie będzie potrzebny. Spotyka się w tym celu z Isusem i prosi go: "Zrób coś". Mówi mu mniej więcej tak: "Ludzie prześcignęli twoją Golgotę i krzyż tak dalece, że twój Ogród Oliwny wydaje się niczym wobec ich golgot dnia dzisiejszego".

Trzy metry nad sceną

Atrakcyjna wyda się zapewne publiczności teatralna przestrzeń - reżyser i scenograf (Jerzy Murawski) posadzą widzów na specjalnych balkonach biegnących na wysokości trzech metrów wokół rozgrywającego się dramatu oraz na podwyższeniu. - To nietypowa przestrzeń, bez kulis, oparcia, jest się jakby w teatrum autonomicum - mówi Murawski, który też zaprojektował kostiumy. - Przyznam, że zrobienie znaków plastycznych do takiej przestrzeni było piekielnie trudne.

Szelachowski dodaje: - Widz będzie tu zawieszony między niebem a ziemią. To przestrzeń symboliczna, metafora dwoistości ludzkiej natury, zawieszenia między dobrem a złem.

Zupełnie nowe zagospodarowanie przestrzeni w BTL już wyzwoliło w twórcach pomysły na kolejne przedsięwzięcia. To może być fantastyczne miejsce na happeningi plastyczne czy choćby teatr dużych form i szczudlarzy - snuje wizje Szelachowski.

Gołosowker i jego powieść

"Spalona powieść" powstała w okresie 1925-28, na kilka lat przed tym, jak autor został zesłany do Workuty. Przyjaciel pisarza, któremu ten oddał powieść na przechowanie, zniszczył rękopis, spodziewając się aresztowania. Gdy Gołosowker wrócił z zesłania - zrekonstruował swoje dzieło, ale spłonęło jeszcze raz podczas pożaru jego daczy. Tekst został jednak odtworzony ponownie i opatrzony nowym tytułem "Spalona powieść". W Rosji wydano ją dopiero na początku lat 90.

Gołosowker był tłumaczem poezji łacińskiej i greckiej, autorem książki "Skazanija o titanach", popularnego odpowiednika "Mitologii" Parandowskiego. Z Bułhakowem znał się osobiście.

Spalona powieść

Joanna Kunowska, Moc kultury TVP Białystok

ROZWIŃ

"Spalona powieść" powstała dużo wcześniej niż "Mistrz i Małgorzata" i właśnie z niej Bułhakow zaczerpnął kilka pomysłów do swojego dzieła.

Gdzieś w Rosji istnieje Jurodom - zrzeszający poetów i współczesnych myślicieli. Jednym z jego mieszkańców jest obłąkany Isus, cierpiący na rozdwojenie osobowości Oran - to właśnie on postanawia napisać powieść o obie samym. W pokoju, w którym mieszka na ścianie wisi fresk przedstawiający Jezusa podczas ostatniej wieczerzy - pewnego wieczoru postać Chrystusa opuszcza fresk. Oran udowadnia Jezusowi, że przestał istnieć w świecie w którym rządzi przemoc, bogactwo, w którym depcze się godność człowieka.To człowiek staje się celem samym w sobie....Isus postanawia w każdą paschalną noc wychodzić na ulice Rosji, by sprawdzić czy jest jeszcze potrzebny ludziom, czy zło można jeszcze zwyciężać dobrem. Podczas swojej wędrówki spotyka skazańca, którego chce wybawić od śmierci, dziecięcą prostytutkę i kobietę gwałconą gdzieś na zimnym pustkowiu przez czterech mężczyzn.

"Spalona powieść" to parabola dzisiejszej rzeczywistości, w której każdy ciepły gest zostaje odtrącony w podejrzliwej obawie, że jest nieprawdziwy. Ludzie nie chcą pomocy - ktoś kto raz zszedł na ścieżkę zła nie potrafi odnaleźć się w normalnym świecie - jest mu dobrze, gdy żyje w w przyjętym przez siebie kanonie odwróconych wartości. Myśl o Bogu nie pojawia się zbyt często - oprócz chwil świadomości w wypowiadanych w kościele wyuczonych słowach modlitw.....

Powieść naprawdę spalona

Dorota Kowalkowska, Nowa Siła Krytyczna, 12.05.2009

ROZWIŃ

O "Spalonej powieści" w reż. Wojciecha Szelachowskiego z Białostockiego Teatru Lalek prezentowanej podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Dorota Kowalkowska z Nowej Siły Krytycznej.

Jak Bernhard z Austrią, tak widz warszawskiego przeglądu przedstawień Białostockiego Teatru Lalek powinien postąpić ze "Spaloną powieścią". Aby o monograficznym cyklu zachować dobre wspomnienie, zamykający go spektakl należałoby jak najszybciej wymazać. Albo mniej dramatycznie - uznać za chwilowe załamanie festiwalowej pogody.

Oto sceniczna adaptacja historii napisanej przez Jakowa Gołosowkera. W sowieckiej Rosji, w szpitalu psychiatrycznym - Jurodomie, jednemu z obłąkanych wydaje się, że jest Isusem (Jezusem). Opuszcza zakład i wędruje po Moskwie, spotykając kolejno skazańca, prostytutkę Muśkę, dziewczynę gwałconą na pustkowiu i ducha Lenina. Toczy dialog z Oramem (Szatanem), który podobnie jak on może być szaleńcem, realną istotą lub tylko fantazmatem. Kiedy odbywa swą podróż, pensjonariusze szpitala czytają pozostawiony "Niezniszczalny zapis". Jeden z nich pali tekst, ale pozostali rekonstruują opowieść. Dobywają z pamięci fragmenty, usiłując wskrzesić popioły zapisu.

Teatralny Jurodom jest miejscem specjalnym. To przestrzeń opowieści ukrytej, niemal wydobywającej się spod ziemi, odseparowanej od widzów. W Białymstoku publiczność zasiadała na umieszczonej kilka metrów nad sceną platformie, otaczającej ją ze wszystkich stron. Biała podłoga wydobywająca się z mroku, wielkie chorągwie z ikonami, ogromne jasne płaszcze pacjentów poruszających się daleko od widza, tworzyły przestrzeń wyobrażającą jednocześnie szpital, świątynię albo salę skalnego pałacu. Centralny Basen Artystyczny, gdzie spektakl został zagrany w ramach festiwalu, zdusił pierwotnie wykreowany majestat miejsca i zmienił relacje między widownią i aktorami. Szkoda, bo właśnie architektura spektaklu, ustawienie perspektywy, w której widownia zamienia się w swoistą arenę, stanowi główny walor tego, całkowicie rozgrywanego w żywym planie, widowiska.

Spektaklem rządzi zasada inscenizowanej narracji. Aktorzy wspólnie opowiadają historię Isusa, cytując zapamiętane wyimki. Są zbiorowym narratorem, próbującym mówić jednym głosem. Podobnie ubrani, tak samo hieratyczni, spowolnieni, od początku są wspólnotą. Wspólnotą trwającą w jakimś dziwnym bezczasie, który nie domaga się rozpoznania.

Nad miejscem i ludźmi ciąży nie tyle tajemnica, co patos. Aktorzy nie przypominają szaleńców, ale duchownych lub bajarzy, po raz kolejny odtwarzających dawne klechdy. Wzniosłe i monotonne epizody, oddzielają nieustępujące im wzniosłością sekwencje muzyczne.

Tę nieznośną tonację całego spektaklu pomagają rozbić dwa monologi, Pierwszy należy do Orama, w którego wciela się Ryszard Doliński. Szatan to rewers Isusa (Krzysztof Pilat), imperatywnością mówienia przeciwstawia się jego pokornemu milczeniu. Podobny kontrapunkt spektaklu, będący dla niego ożywczym zastrzykiem, stanowi etiuda Iwony Szczęsnej występującej w roli dziwki. Jest w niej nieposkromienie i gwałtowność, agresja, która w tak jednostajnym spektaklu oddziałuje jednym z najsilniejszych obrazów.

To, co ma się wypowiedzieć, ginie w nadmiarze słów. Słów wypowiadanych oratorsko, w przestrzeni na wskroś statycznej, uśpionej, martwej. Monologi są przebłyskami, jednak szybko ciemniejącymi pod zbyt obfitą warstwą tekstu, podawanego ciągle w ten sam sposób.

W tym plastycznie domkniętym świecie chodzi Isus w białej szacie i obrywa od ludzi. Bo nie rozumieją, nie rozpoznają, bo żyją doraźnością, bo winią innych za swoje pieskie życie. I choć "Spalona powieść" usiłuje być spektaklem zagadkowym, zmuszającym do głównie etycznego namysłu, w ewidentny sposób odpowiada na pytania, które kieruje do widzów. "Zła nie można naprawić większym złem?"- pyta Oram. Nie można - odpowiada Białostocki Teatr Lalek i zamyka spektakl sceną korowodu z wysoko wzniesionymi ikonami. Wielka kropa nad "i" zostaje postawiona - dopełnienie znaku, który dał się rozpoznać zbyt wcześnie.

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt