Ostatni - piąty dzień Festiwalu za nami.
fot. Bogumił Gudalewski
Spektaklem "Popioły" francusko-norweskiej grupy Plexus Polaire zakończył się w sobotę (23.06) 9. Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich. Widzowie nagrodzili go owacją na stojąco.
Piroman w norweskim miasteczku
Niepokojący spektakl "Popioły" powstał na kanwie książki G. Heivolla i opowiada historię norweskiego podpalacza. W małym miasteczku Finsland spłonął dom, a potem rozpętała się seria dziwnych podpaleń. Paliła się stara szopa, stodoła w lesie, gospodarstwo i kolejne dwa domy. Rośnie przerażenie wśród całej społeczności.
Zachwyca forma spektaklu. Artyści z niezwykłą precyzją animują lalki ludzkich rozmiarów - czasem trudno odróżnić lalkę od jej animatora. Ciekawa jest też dwutorowa konstrukcja opowieści. Losy piromana splatają się z losami pisarza, który postanowił spisać historię podpaleń. Zaczęła się ona, gdy miał zaledwie kilka miesięcy, ale ciągle w nim siedziała. Dowiadujemy się, że ma problemy z alkoholem. Pojawiający się na scenie martwy łoś to początek zaskakujących wspomnień o ojcu.
Fascynujących momentów w trwających niewiele ponad godzinę spektaklu jest więcej. Np. moment walki autora z ogromną lalką-psem. Zachwyca też mocna muzyka i inteligentnie dawkowane światło. Obejrzenie tego przedstawienia było wspaniałym doświadczeniem.
Jubileusz Białostockiego Teatru Lalek
Spektakl zwieńczył też jubileusz 65-lecia Białostockiego Teatru Lalek, który placówka w tym roku świętowała.
- Teatr to przede wszystkim ludzie. Z ruchu amatorskiego narodził się tutaj teatr zawodowy. Potem zasiane ziarno przemieniło się w piękne drzewo, które dało cudowne owoce. A my - następcy - staramy się tego drzewa nie zepsuć - mówił Jacek Malinowski, dyrektor BTL-u.
W ciągu 65 lat działalności BTL wystawił 316 premier. Najczęściej granym spektaklem jest "Pan Brzuchatek" w reż. Ryszarda Dolińskiego - ten spektakl białostoccy lalkarze zagrali aż 250 razy. BTL to marka rozpoznawalna nie tylko w kraju, ale też na arenie międzynarodowej. Tylko w sezonie 2017/2018 Teatr wyjeżdżał ponad 20 razy, w tym do Chin. Zaś w ciągu ostatnich 5 lat lalkarze zdobyli blisko 50 nagród i wyróżnień.
Podczas jubileuszowej gali zespół Teatru wzbogacił się o kolejne nagrody i odznaczenia. Wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski - w imieniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego - wręczył członkom zespoły artystycznego medale "Zasłużony Kulturze Gloria Artis": Alicji Bach - srebrny medal, zaś Krzysztofowi Pilatowi, Iwonie Szczęsnej, Marii Rogowskiej, Arturowi Dwulitowi, Mirosławowi Janczukowi, Grażynie Kozłowskiej oraz Jackowi Malinowskiemu - brązowe medale. Ponadto Adam Zieleniecki, Krzysztof Pilat oraz Wojciech Szelachowski otrzymali z rąk radnych województwa Mieczysława Bagińskiego i Karola Pileckiego Odznaki Honorowe Województwa Podlaskiego. Swoje nagrody i wyróżnienia przyznał również dyrektor teatru.
Animacyjny majstersztyk o obłędzie podpalacza w wykonaniu Francuzów i Norwegów kazał widzom podnieść się z miejsc i bić długie brawa. Cudownie zagrany spektakl "Popioły" Plexus Polaire w sobotę (23.06) zakończył w Białymstoku pięciodniowy Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich. Chwilę wcześniej Białostocki Teatr Lalek świętował 65-lecie.
Odjechały już w świat najróżniejsze lalki, laleczki, zwołane wraz z animatorami do Białegostoku na kolejną edycję festiwalu pokazującego talenty studentów z różnych europejskich (i nie tylko) szkół oraz ich mistrzów.
W Akademii Teatralnej przez pięć dni grali młodzi adepci lalkarstwa, podpatrując się nawzajem i ucząc się od siebie nowych technik i pomysłów. W Białostockim Teatrze Lalek z kolei zaproszone teatry z różnych krajów grały w ramach nurtu profesjonalnego. I młodzi, i dojrzalsi lalkarze udowadniali, że teatr lalkowy to nie tylko parawan i kukiełka, ale niezliczone możliwości formy i gestu, który lalce nielalce daje życie. Taki zresztą tytuł nosił festiwal - "Lalka-Nie-Lalka".
Obłęd podpalacza, teatr z książki
Publiczność mogła zobaczyć sugestywne, bardzo ciekawe przedstawienia, w których animatorzy wyczarowywali nadzwyczajny świat. Jak w spektaklu finałowym - "Popioły" Plexus Polaire, opowieści o podpalaczu, który z szaleństwem w oczach niszczy wszystko wokół siebie. Przedstawienie miało w sobie surowy skandynawski klimat, mnóstwo niedopowiedzeń, szaleństwo i magię, przede wszystkim zaś lalki różnego formatu na pierwszym planie, które w jednej sekundzie stawały się żywym człowiekiem. Talent animacyjny trojga aktorów wzbudzał podziw, nic więc dziwnego, że po pokazie publiczność zerwała się z miejsc.
Zachwyty widzów nurtu profesjonalnego wzbudzały też m.in. spektakle miniaturki - "Żyrafa" Hop Signor Puppet Theatre z Grecji, nakreślony kredą i mąką spektakl "Gdzieś indziej" Lutkovno Gedalisce ze Słowenii czy też spektakl o przyjaźni człowieka z drzewem, przemijaniu i cywilizacji - "Kiedy wszystko było zielone" The Key Theatre z Izraela. Ten ostatni spektakl był wyjątkowy - wszystkie elementy scenografii, łącznie z lalkami, wykonane były z książek znalezionych na ulicach Tel Awiwu. Wzbudziło to dodatkowy podziw widzów, którzy mogli dotknąć lalek po spektaklu.
Znakomitych przedstawień było podczas festiwalu dużo więcej. Ci, którzy zdobyli bezpłatne wejściówki na pięciodniowe pokazy, mieli okazję wejść w czarowny, nadzwyczajny świat. A taki właśnie jest świat lalek.
Lalkarze sami stali się lalkami
Zaproszeni goście już odjechali w świat, ale w Białymstoku zostali współgospodarze imprezy - Akademia Teatralna i Białostocki Teatr Lalek, który na kolejne pokolenia białostoczan i widzów na całym świecie wpływa już od 65 lat.
Niezliczona ilość spektakli, nagród, fantastycznych kreacji i ta dobra energia! Białostocki Teatr Lalek to prawdziwa marka. Nie do podrobienia. Podkreślali to goście jubileuszowego spotkania, które odbyło się w teatrze przed finałowym spektaklem.
Były życzenia, były kwiaty, sporo humoru i dobrych słów.
Był też pokaz filmu w reż. Bernardy Bieleni i Sebastiana Łukaszuka, którzy owe 65 lat w technice animacji poklatkowej próbowali zmieścić w kilkunastu minutach. Zadanie nadzwyczaj trudne, ale efekt bardzo ciekawy i urokliwy. Chciałoby się ten film móc oglądać gdzieś i po jubileuszu. Na razie widzowie mogli zobaczyć drobniutkie elementy filmu - wycięte figurki, detale scenografii - na specjalnie przygotowanej wystawie. Oglądane z bliska, jeszcze bardziej podkreślały ogrom pracy, jaką twórcy musieli wykonać, kiedy przygotowywali film. Mówią w nim aktorzy, dyrektorzy (Piotr Sawicki, Joanna Piekarska, Krzysztof Rau, Wojciech Kobrzyński i Wojciech Szelachowski, Marek Waszkiel i Jacek Malinowski), scenografowie - a wszyscy sprowadzeni w sposób zabawny do wyciętej z papieru bądź ulepionej figurki. Tak oto animatorzy lalek sami stali się lalkami.
Wyspa niebieskich piesków
Obecny dyrektor Jacek Malinowski mówił:
- To dla nas szczególny dzień. Ale i ja mam swój mały jubileusz - to mój piąty sezon. Jestem szczęśliwy, że mogę być częścią tej pięknej 65-letniej historii.
- Te 65 lat to jedno pasmo sukcesów. Zastanawiam się, czy te ogromne brawa dla byłych dyrektorów to z radości, że odeszli, czy z tęsknoty... - żartował Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku. - Ale mówiąc poważnie, Białostocki Teatr Lalek ma ogromne szczęście do kierujących tą placówką. Ja przeżyłem jednego dyrektora, który sam zrezygnował za mojej kadencji - Marek Waszkiel sam odszedł, właściwie nie wiem dlaczego. Może miał mnie dość? Ale dalej się do mnie uśmiecha, więc będę się nadal doszukiwał przyczyn. O teatrze cały czas mówimy w samych superlatywach, od sukcesu międzynarodowego do sukcesu. To wszystko świadczy o tym, że mamy w Białymstoku niezwykły potencjał.
Z życzeniami przyjechali dyrektorzy i przedstawiciele teatrów i instytucji lalkowych z całej Polski.
- Przyjechałem z Łodzi, ale urodziłem się w Białymstoku. Tu skończyłem szkołę, tu przez rok nawet pracowałem w tym teatrze. W 1976 roku w ramach praktyk machałem łopatą przy budowie tego budynku. Wyjechałem z Białegostoku, ale zawsze ciepło myślę o tym teatrze i mieście. Cały czas obserwuję białostocki teatr z perspektywy Łodzi. I nieustannie mój podziw, miłość i szacunek budzi fakt, że tworzycie tu tak fantastyczną atmosferę. Trzymajcie to mocno! - mówił do lalkarzy Waldemar Wolański, prezydent POLUNIMY, Polskiego Ośrodka Lalkarskiego.
A Ewa Piotrowska, dyrektorka Teatru BAJ w Warszawie (absolwentka białostockiej Akademii Teatralnej), dodawała: - Czegóż można życzyć teatrowi, który ma wszystko? By teatr nadal był wyspą osobną, by nie dopadła was choroba cywilizacyjna, jaka dopadła nas już w Warszawie - mówiła reżyserka, która w BTL swego czasu wyreżyserowała świetny spektakl "Biegun".
Podarowała teatrowi miniaturkę niebieskiego pieska i powiedziała: - Białostocki Teatr Lalek jest dla mnie takim miejscem: wyspą niebieskich piesków. O odmiennej wrażliwości i pięknych duszach.
Mekka lalkarzy
Białostocki Teatr Lalek to dziś jedna z najlepszych scen lalkowych w kraju. Dokładnie 65 lat temu białostocki teatr Świerszcz pod wodzą Piotra Sawickiego otrzymał państwową subwencję i status sceny zawodowej. I tak się zaczęła historia miejsca, które za sprawą fantastycznych lalkarzy wychowywało teatralnie i pobudzało wyobraźnię kolejnych pokoleń maluchów i dorosłych. Przy wejściu do teatru cały czas można podziwiać wystawę plenerową, na której widać m.in., jak powoli rośnie gmach teatru przy Kalinowskiego. To było blisko 40 lat temu.
A dziś BTL rozsławia Białystok na całym świecie, Akademia Teatralna "produkuje" znakomitych lalkarzy, którzy rozjeżdżają się po kraju. W efekcie Białystok już dawno doczekał się określenia "mekka lalkarzy". I oby trwało to jak najdłużej.
Idziesz ulicą i nagle twoją uwagę przykuwa mała czerwononosa pacynka z żabim głosem. Podchodzisz bliżej aby zobaczyć parawanowy teatrzyk lalkowy bazujący na spontaniczności i folklorze. Państwowy Instytut Teatralny w Nowosybirsku pokazał nam jedną z najdawniejszych forma teatru lalek, a mianowicie teatr rękawiczkowego bohatera popularnego, sięgający swymi korzeniami XVIII wieku.
Pietruszka – rasowy rozbójnik awanturujący się razem ze swoim największym argumentem, czyli drewnianą pałka, przemierzając świat spotyka i zabija wszystkich na swojej drodze. Byłem świadkiem wciągającej ludowej farsy przeniesionej z rosyjskich ulic, placów i skwerów sprzed dwóch stuleci. Aktorzy połączyli tradycyjny teatr pacynkowy ze współczesnością, parodiując przy okazji elementy innych spektakli festiwalu np. motyw głupich malinek z pokazu „Przebiegłego lisa” studentów z Kijowa. Bezczelny i zawadiacki bohater bawił utrzymując nieprzerwanie uwagę widza, a aktorzy wykorzystywali publikę do rozwiązywania jego problemów. Mimo, że spektakl grany był w języki rosyjskim, artyści co chwila podrzucali słowa-klucze w języku polskim, co pomagało w zrozumieniu akcji. Choć postać Pietruszki ma już swoje lata, i wydawać by się mogło, że estetyka pokazu niekoniecznie odpowiada naszym dzisiejszym gustom, to jednak lekka i farsowa forma się obroniła, a jej rubaszny żart wciąż wywoływał uśmiech na twarzach publiczności. To była ostatnia prezentacja w nurcie pokazów studenckich. Dobra pointa całego Festiwalu.
„Ja dostaję opierdol, tracę pracę, zalegam z czynszem, a ty śpisz” powiedział Kopciuszek do Śpiącej Królewny. Spotkał ją w lesie, leżącą w trumnie. Ze sceny padły słowa, że sytuacja wygląda tak, jakby została wyjęta ze szwedzkiego kryminału. Czy „Pobudka” to kolejna bajka dla małych dziewczynek? Zdecydowanie nie. To historia o rzeczywistości wtłoczona w baśniowy las, w którym telefon komórkowy nie ma zasięgu, są za to bohaterowie z naszych ulubionych opowiadań.
Natalia Sakowicz w autorskim spektaklu zmierzyła się z często dziś poruszanym tematem feminizmu i pozycji kobiety we współczesnym świecie. Kim jest dzisiaj księżniczka? Kobietą, lalką, matką, nienarodzoną córką, aktorką, obiektem pożądania, a może wszystkim naraz?
Kopciuszek nie pędził na bal, lecz na rozmowę o pracę. Kiedyś spotkanie z księciem miało za zadanie polepszyć pozycję społeczną młodej dziewczyny. W tej bajce nie było jednak księcia. Jego miejsce zajął szef, dla którego młoda aktorka musiała się ładnie ubrać, umalować, uczesać i najlepiej pokazać dekolt i nogi. Głowa manekina spytała publiczność, co sądzi o wyglądzie skromnej Natalii Sakowicz ubranej w czarny golf. Choć nikt z widowni nie miał odwagi się odezwać, to na co dzień ludzie nie boją się krytykować wyglądu innych. Taki jest świat. „Wszystkie kobiety muszą się uśmiechać! Śpiąca nawet śpi w uśmiechu”. Długie blond włosy, różowa bufiasta sukienka, śnieżnobiała cera. Czy to nadal archetyp piękności? Czy małe dziewczynki dalej kochają Królewny i chcą być takie jak one?
Najmłodsza i najbardziej niewinna postać to Czerwony Kapturek ukazany jako mała lalka stolikowa. Przed sobą ma całe życie, jest jak czyste jeszcze płótno, zabawka, którą można łatwo manipulować. Pełna zaufania trafia w łapy groźnego Wilka, jedynej samczej postaci, która pojawiła się w spektaklu. W futrzastej masce i rękawicach zakończonych pazurami był nie tylko pedofilem, ale też amatorem kobiecych kształtów atrakcyjnego półmanekina, erotycznie wijącego się w klatce.
W bajce nie mogło zabraknąć też Baby Jagi. Współczesna jest po prostu zgorzkniałą starszą kobietą, która wybrała karierę, a nie macierzyństwo – i ta scena pokazała nowe spojrzenie na temat feminizmu. Z jednej strony kpiła z „młodych saren” biegających po lesie w rytm piosenki „Oops!… I did it Again” popularnej amerykańskiej wokalistki, z drugiej doceniała fakt, że każda dziewczyna jest inna. „Jedna lubi paski, druga kropki, inna karate i to jest dobre. Każdy z nas ma przecież takie samo prawo słuchać Britney Spears, Pink Floydów, Bacha, czy Tiny Turner”. I niech właśnie to zostanie z nami po obejrzeniu Pobudki. Każda z nas jest inna, każda jest piękna i każdy ma wpływ na swoje ciało i życie.
Jako ostatni punkt festiwalu zamiast fajerwerków, oglądaliśmy petardę sceniczną – „Popioły” grupy Plexus Polaire. Reżyserka, Yngvid Aspeli, zbudowała poetycki, poruszający spektakl, wykorzystując powieść Gaute’a Heivolla o norweskim podpalaczu. Historia przybrała wymiar uniwersalny, a może nawet metafizyczny, bo byliśmy świadkami próby odpowiedzi na pytanie – jak w każdym z nas rezonują osobiste demony? I czym one są – nieodłącznym elementem nas samych czy duchem, którego jesteśmy w stanie przegnać?
Wilk, który był potężnych rozmiarów lalkową formą, nieustannie czaił się w ciemności. Gdy decydował się wyjść, wyłaniały się jego ogromne, z długimi pazurami łapy, a wgłębienia w masce podkreślał cienki snop światła. Zaatakował Daga, podpalacza, gdy zadano pytanie – „Kogo widzi się, gdy widzi się siebie?”. Uosabiał zatem postać Daga oraz demona pchającego go ku zadawaniu śmierci i samodestrukcji. Wilk nie jedyny nawiedzał postać. Były też duchy ofiar, które (jak on sam) w Popiołach przedstawiono jako manekiny – choć w pierwszej części spektaklu postaci były stolikówkami. Formy te zostały wykonane tak realistycznie, że w pierwszej chwili można mieć wątpliwość, czy nie są żywymi aktorami. Ofiary wychodziły z mroku i znikały tak szybko, jak kolejne ulatujące myśli czy wspomnienia. Dag siedział w fotelu (obok stał czerwony kanister z benzyną) i bacznie przyglądał się zjawom. Jego spojrzenie przebijało mrok i ogarniało całą widownię. Historia „Popiołów” powoli układała się w całość.
Prowadzenie głównej nici narracyjnej przypadło pisarzowi. W tym samym roku, kiedy przyszedł na świat, doszło do serii podpaleń. Dla jego najbliższych, pożar stał się narzędziem do opisywania zastanej rzeczywistości – tam była kiedyś stodoła, gdzie indziej dom. Śledziliśmy, jak w trakcie pracy pisarz wgłębiał się w swoje wspomnienia, jak coraz bardziej analizował własne postępowanie, pęd ku samozagładzie – zamierzone niezdanie egzaminów, alkoholizm, okłamywanie ukochanego ojca. Ostatecznie wnikając w swoją tkankę myślową i sposób myślenia piromana, zaczął się z nim utożsamiać. Widać to było w scenie walki, gdy oboje ściśle ze sobą połączeni, toczyli zaciekły bój na podłodze. Lecz pisarz tę walkę przegrywa, a Dag przejmuje nad nim kontrolę.
Spektakl Plexus Polaire jest arcydziełem technicznym, nie ma tu miejsca na pomyłki czy niedopracowane szczegóły. Ten perfekcjonizm przejawia się we wszystkich elementach pokazu, lalkach i pomysłach na ich animację. Manekiny stały się duchami, wspomnieniami wypełzającymi co chwila z mroku. Z kolei lalki stolikowe – wprowadzane w bardzo prosty, ale pomysłowy sposób – wyobrażały pozostałe postaci pojawiające się w powieści. Między sceną a widownią rozwieszono dodatkowo przezroczystą tkaninę, na której wyświetlano teksty-komentarze. Napisy w połączeniu z pojedynczymi sekwencjami okazały się być idealnym zabiegiem pozwalającym scalić przewijające się wątki – ukonstytuować miejsce akcji, wrócić do poprzedniego wydarzenia, czy też wprowadzić kolejne poziomy narracji.
„Popioły” są spektaklem, który nie pozwala o sobie łatwo zapomnieć. Jego uniwersalny wymiar powoduje, że nie jesteśmy w stanie odpędzić się od kolejnych, zadawanych sobie pytań.