Dzieci śmiać się będą i podśpiewywać, dorośli się rozmarzą i zanurzą w dziecięcą krainę z błogością. I jedni, i drudzy, uświadomią sobie, na wypadek gdyby zapomnieli: przyjaźń ma moc. Pełna prostoty i uroku bajka Janoscha to rzecz dla każdego - jak znalazł na familijne popołudnie. Kto jeszcze nie widział - niech z dzieckiem idzie koniecznie. Ale może też sam. W Białostockim Teatrze Lalek - "Ach, jak cudowna jest Panama".
Co drugi dorosły, pospołu z dzieckiem, wychodząc po spektaklu, nucił piosenkę zaczynającą się właśnie od tych słów. Muzyczny lejtmotyw familijnego przedstawienia tak bowiem wpada w ucho, że nie sposób się od niego uwolnić. Jak zresztą i od pozostałych utworów, znakomicie napisanych przez Aglaję Janczak do muzyki Sambora Dudzińskiego.
Świetne piosenki, beztroska nuta, pogodny klimat, lalki jak Muppety, a w tle coś prostego i zarazem istotnego, co emanuje z opowiastek Janoscha (w przekładzie Emilii Bielickiej) – wszystko to składa się na urokliwy przekładaniec w adaptacji i reżyserii Ireneusza Maciejewskiego.
Urok akwareli
Panama brzmi egzotycznie, aromatycznie, tajemniczo. Miś i Tygrysek nie mają o tym pojęcia, mieszkają sobie bowiem w przytulnym domku, mają swoje rytuały, żyją z dnia na dzień. Aż przychodzi taki, w którym jakimś cudem, niemal do ich stóp, przypływa drewniana skrzynka. Z napisem: „Panama”. Wyobraźnia zaczyna robić swoje... Ach, jakie tam wszystko musi być cudowne! Wszystko pachnie bananami! Jest większe! Jest ładniejsze! Nagle świat staje się taki ogromny! – rozmarzenie Misia i Tygrysa sięga zenitu. I oto jest decyzja: „Ruszamy do Panamy”.
Miś (Błażej Piotrowski) i Tygrysek (Jacek Dojlidko) opuszczają więc przytulny domek i wędrują w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Panamy przede wszystkim, ale czy tylko? Ważny jest moment podróży, ważne jest to, co się dzieje po drodze, a że finał wyprawy – w sensie geograficznym – okaże się zaskakujący, to jednak przyniesie dużo. Dwójka kamratów po drodze sama zweryfikuje niektóre kwestie, pozna różne stworzenia, znajdzie punkt odniesienia.
Białostoccy lalkarze opowiadają historię podróżników ze swadą i humorem. Jest w niej lekkość i akwarelowa subtelność – na każdym poziomie. Jest też kontakt z dziecięcą publicznością: za to odpowiada już Narrator – alter ego autora bajki (Wiesław Czołpiński), z maszyną do pisania, który bajkę zaczyna, swoje dopowiada, czasem komentuje. „A co by było, gdybyście wychodząc do przedszkola, ruszyli w miejsce swoich marzeń?” – pyta dzieciaki. To właśnie – wyprawa po marzenia – przytrafiło się bajkowemu duetowi.
Marzenia i skręcanie w lewo
Oczywiście wariantów na życie jest tyle, ilu bohaterów – na scenie pojawia się choćby Myszka, która wyznaje inną zasadę: „Być szczęśliwym po cichutku, lepiej dłużej żyć niż krótko” i apeluje do Misia i Tygryska, by sobie wyprawę odpuścili, bo przecież marzenia bywają niebezpieczne.
Ale nasza dwójka nie odpuszcza. Wędrując, po drodze spotka rozmaitych osobników, niezgorszą galerię postaci (wśród nich choćby Gąskę, która udaje się naiwnie na obiad do Lisa, Osła – hipisa, Zająca, Wronę, Świnkę...). Każde spotkanie coś im uświadamia, coś weryfikuje, ale bez nadętych refleksji, w sposób ciepły i pogodny.
Zresztą wszystko w tym spektaklu jest nieskomplikowane, tu nie ma wielkich dramatów, wielkich spraw, a jednak – co zauważa słusznie reżyser – wszystko, co w nim jest, dotyczy nas w szczególny sposób. „Panama” i Janosch dotykają życia w sposób subtelny, a białostoccy lalkarze znakomicie ową prostotę potrafią wyartykułować. Dlatego ten spektakl nie ma granicy wiekowej, tu każdy znajdzie coś dla siebie, co go urzeknie.
Dzieci rozbawią zabiegi inscenizacyjne: wiaderko wędkarza podskakuje, grzyby w lesie gonią zbieracza, z góry zjeżdża żyrandol, stolik, fotel bujany, z komina wylatuje dym, a za parawanem, gdzie podobno jest jeziorko – słychać plusk.
Dorośli uśmiechną się gdzieś między wierszami: „dokąd zajdzie ten, co ciągle skręca w lewo?”. Ale też się rozmarzą, bo jest w tej bajce jakaś błogość, która przenosi w czasy dzieciństwa i przy okazji zrelaksuje. A że postaci spektaklu i ich osadzenie w przestrzeni (scenografia i lalki: Dariusz Panas) przypominają Muppety – hensonowskie stwory uwielbiane w dzieciństwie przez dzisiejszych 40-latków? Tym lepiej.
Pora na dobranoc
Twórcy spektaklu odkopują zapomnianą już nieco formę – parawan. Umieją też zagrać nastrojem, który poza muppetową stylizacją budowany jest m.in. przez multimedialne ilustracje, pojawiające się w tle. I oczywiście poprzez pogodne piosenki. Wszystkie wpadają w ucho, nie tylko wspomniany tytułowy lejtmotyw. A już powłóczysto-soulowy klimat kołysanki „Pora na dobranoc; wpłyń ze mną na cudne snu manowce” to prawdziwy cymesik, świetnie wyśpiewany przez aktorów.
Ale też za muzykę odpowiada znakomity artysta – Sambor Dudziński, znający specyfikę teatru lalkowego i doskonale czujący, jak ważna jest piosenka na scenie. Sam jest lalkarzem z zawodu, ale przede wszystkim - multinstrumentalistą znanym z improwizacji muzycznych, tworzącym muzyczne machiny grające i wchodzący w interakcje ze słuchaczami (jedną z takich machin prezentował przed laty właśnie w Białostockim Teatrze Lalek).
W spektaklu występują: Jacek Dojlidko, Błażej Piotrowski, Wiesław Czołpiński, Magdalena Dąbrowska, Iwona Szczęsna, Kamila Wróbel, Artur Dwulit.