Warto było poczekać, by za sztukę "Baśń o Rycerzu bez Konia" Marty Guśniowskiej zabrał się Białostocki Teatr Lalek. Z tym scenicznym zadaniem poradził sobie wyśmienicie.
Tekst Marty Guśniowskiej, która jest dramaturgiem Białostockiego Teatru Lalek, powstał 15 lat temu. Od tego czasu był wystawiony w wielu teatrach. Premierę miał w 2006 roku w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora. Były też realizacje m.n. w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej, Teatrze "Baj", Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu, Teatrze Maska w Rzeszowie i Teatrze "Groteska" w Krakowie. Spektakl na podstawie tej sztuki zobaczyć mogli także widzowie na Węgrzech i Słowacji.
Sztukę Guśniowskiej postanowił wystawić także Białostocki Teatr Lalek. Okazuje się, że tekst nic się nie zestarzał i wciąż duże sceniczne możliwości. W BTL-u przedstawienie wyreżyserował pochodzący z Węgier András Veres.
Warto mieć marzenia
- Jest mi bardzo przyjemnie, że ten tekst żyje i się sprawdza. 15 lat minęło, a twórcy białostockiego spektaklu pokazali mi, że jestem autorką klasyczną - mówiła Marta Guśniowska.
Reżyser dodawał: - Ten tekst jest bardzo inspirujący. Z jednej strony jest bajką, a z drugiej zawiera refleksje nad formą bajki.
Dawno, dawno temu.. - Marta Guśniowska rozpoczyna opowieść jak klasyczną baśń, ale dalej już tak klasycznie nie jest. Autorka bawi się konwencją bajki i występującymi w niej często bohaterami - rycerzem, koniem czy królewną. Więcej - bawi się wyobrażeniem widza na temat bajki. Robi to z dużym wyczuciem, nie przekraczając granicy dobrego smaku.
Mamy więc głównych bohaterów - Rycerza bez Konia i Konia bez Rycerza - którzy wędrują szukając siebie nawzajem. Spotykają różne postaci, ale siebie spotkać nie mogą, co czyni ich coraz bardziej nieszczęśliwymi. Autorka przekonuje jednak, że warto mieć marzenia, głęboko w nie wierzyć, a wtedy się spełnią. Na każdego czeka przecież ktoś bliski.
Czy rycerz znajdzie rumaka?
W spektaklu zachwyca wszystko - od języka, jakim napisana jest sztuka, przez scenografię i lalki, po grę aktorów. Białostocki Teatr Lalek po raz kolejny precyzyjnie trafia w teatralną "10". "Baśń o Rycerzu bez Konia" jest bowiem propozycją, którą z zaciekawieniem obejrzy kilkulatek, a dorosły wielokrotnie się uśmiechnie, poszukując ukrytych znaczeń w tekście i podpatrując sceniczne rozwiązania.
Jak to u Marty Guśniowskiej bywa bohaterowie nie są tacy przeciętni. Rycerz bez Konia to bardzo nieszczęśliwy osobnik marzący o rumaku. Jacek Dojlidko w tej roli jest przekonujący i zabawny, kiedy trzeba.
Z kolei Koń bez Rycerza walczy z wieczną czkawką. Nic nie pomaga picie wody i zakrywanie pyska. Świetnie z tą postacią radzi sobie Krzysztof Bitdorf - potrafi nawet zaśpiewać piosenkę z czkawką. Są i Trzej Łotrowie, którzy "mają czarny humor" i "żyją z napadów jak Robin Hood". Jednak niezupełnie. "Zabierają bogatym, by nie móc napadać na biednych" - pada tłumaczenie. Gdy widzą, że Rycerz nawet nie ma konia, rezygnują ze skoku.
Kolejny bohater to krwiożerczy Nietoperz, który potrafi wypić nawet 50 litrów krwi - przez słomkę. Okazuje się jednak, że to zwykła Mysz (Grażyna Kozłowska) przebrana za Nietoperza. Gryzoń w rozmiarze XXS marzy, by być straszliwy i potworny. Jego piosenka wywołuje salwy śmiechu. W rezultacie obrażona Mysz wychodzi z sali trzaskając drzwiami. Gdy wraca, opowiada historię, jak to na polu w nikim nie budziła strachu. Uszyła kostium nietoperza i zaczęła straszenie. "Ciężko być polną myszą" - podsumowuje. Można to sparafrazować: "Ciężko jest być sobą".
Wreszcie Smok (Ewa Żebrowska), który Konia bez Rycerza nazywa "daniem niepełnym" jak "truskawki bez bitej śmietany". Koń prosi, by go zjadł. Na to Smok stwierdza: "Pierwszy raz słyszę, by to obiad podejmował decyzję". Rycerzowi próbuje pomóc niezbyt rozgarnięty Czarodziej (Sylwia Janowicz-Dobrowolska). Aktorka ta wciela się także w Stare Drzewo - wyluzowane i zachęcające aksamitnym głosem do wiary w marzenia. A gdy zaśpiewa! Czapki z głów.
Ciekawa jest też Królewna (Magdalena Dąbrowska). Wiecznie płacząca, uwięziona w wieży zdradza, że królewny same się zamykają, by... wyjść za mąż. Gdy okaże się, że Rycerz nie ma Konia, do ożenku już taka skora nie jest.
Rodzinna propozycja
Scenograf Erik Grosschmid (podobnie jak reżyser pochodzi z Węgier) wykorzystał drewniane wózki (charakterystyczne dla teatru średniowiecznego), które wprowadzają w opowieść a to Rycerza, a to Konia. Nad wszystkim dominuje imponujące, aczkolwiek nieprzytłaczające, drzewo z zieloną koroną.
W spektaklu mamy zarówno plan lakowy, jak i żywy. Reżyser odkrywa przed widzami technikę animacji marionetkami sycylijskimi. Kiedy trzeba, na scenie pojawiają się też aktorzy. Sylwia Janowicz-Dobrowolska uwięzi Rycerza-lalkę. Zabierze też skrzydła Myszy.
Gdy dołożymy do tego muzykę skomponowaną przez Bogdana Szczepańskiego, otrzymujemy pełną humoru opowieść o sile marzeń i nieocenionej sile nadziei, na którą bez wahania można wybrać się całą rodziną. Nie przegapcie takiego teatralnego klasyka, jakim jest "Baśń o Rycerzu bez Konia".