Zobacz opis Zobacz opis sztuki: CDN
Kategoria BTL Nowa Dramaturgia
KATEGORIA WIEKOWA Dla rodziny
CZAS TRWANIA 60 minut

CDN

OPIS / OVERVIEW

CDN

Utrzymana w klimacie absurdu historia młodego Dramaturga, dotkniętego niemocą twórczą.

Zaproszeni do jego niewielkiego mieszkanka widzowie stają się świadkami nierównej walki Młodzieńca – walki o upragnioną wenę, ale i walki o…święty spokój, odebrany mu przez pojawiające się raz po raz niedokończone postaci jego dramatów…

Humorystycznie potraktowany problem niedoskonałości – czasami lepiej jest być „niedokończonym” i przez to wyjątkowym, niż idealnym. Nigdy bowiem nie wiadomo, co może przynieść nam przysłowiowa „zmiana na lepsze”…

27 września 2008
Premiera CDN Marty Guśniowskiej w reż. Agaty Biziuk
Zobacz
23 września 2008
Konferencja prasowa przed premierą CDN Marty Guśniowskiej
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor / author
Marta Guśniowska
reżyseria / direction
Agata Biziuk
scenografia / scenography
Anna Chadaj
muzyka / music
Michał Górczyński

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

U lalkarzy ciąg dalszy nastąpi...

Monika Żmijewska, „Gazeta Wyborcza”, 23.09.2008

ROZWIŃ

Ojciec Dyrektor na ścianie, w szafkach - Królewna, Szczur i Pegaz, a na tapczanie zestresowany dramaturg, do którego pomysł na sztukę nijak nie chce przyjść. W Białostockim Teatrze Lalek za chwilę premiera, pierwsza w tym sezonie.

Chodzi o spektakl "CDN". Dawno już nie było przedstawienia w BTL, w którym w gronie rządzących realizatorów są trzy panie (reżyserka Agata Biziuk, autorka sztuki - Marta Guśniowska, i scenografka - Anna Chadaj), a w ekipie aktorskiej - niemal sami mężczyźni.

"CDN" napisała Marta Guśniowska, utalentowana autorka od jakiegoś czasu związana z BTL. Jej sztuki wystawiane są w całej Polsce, w Białostockim Teatrze Lalek niedawno odbyła się promocja bibliofilskiego wydawnictwa, w którym znalazło się pięć jej sztuk dla dzieci, jak dotąd jednak na białostockiej scenie nie zaprezentowano żadnej bajki Guśniowskiej. Teraz będzie ten pierwszy raz. (...)

 

"CDN" - wedle autorki sztuki jest spektaklem o niedokończonych, niedoskonałych postaciach, które trzeba pokochać takimi, jakimi są. Z kolei reżyserka dodaje: - Chciałam pokazać, że w życiu, w określonej przestrzeni, choćby w takim pokoju może nagle pojawić się magia.

Magia będzie widoczna w warstwie inscenizacyjnej: - Z szaf, szafeczek, zacznie wychodzić galeria najróżniejszych dziwacznych postaci. Łączymy plan żywy i lalki - mówi Anna Chadaj, scenografka, absolwentka ASP w Warszawie. I tak na przykład Pegaza - statuetkę, która irytuje dramaturga, na scenie zobaczymy zarówno w postaci lalki, jak i potężnego osobnika (Adam Zieleniecki odziany w niebieskawy kombinezon ze skrzydełkami). Pojawią się jeszcze m.in.: Królewna, Mag, Skarpeta, Wilk. Będzie też Szczur, w którego podczas premiery wcieli się sama autorka sztuki. Wszystko to na tle scenografii utrzymanej w estetyce lat 60.. Z tej epoki zobaczymy meblościankę obdarzoną niezliczoną ilością szafek, telefon, foteliki, maszynę do pisania.

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Niemoc twórcza może być twórcza

Urszula Komsta, „Kurier Poranny”, 28.09.2008

ROZWIŃ

(...) Na początku jest niemoc twórcza i kompleksy, i zastraszenie (z powodu terminów) i pidżamka w bananki, i ogólny smutek. Główny bohater otrzymał kiedyś statuetkę (pegaza) za swoją debiutancką sztukę, która okazała się genialna. Teraz czas na kolejną (sztukę i sławę).

Zaczyna się panika

Problem w tym, że przez sześć miesięcy dramaturg nie napisał nic sensownego i zaczyna się panika, potęgowana przez stojącą na półce statuetkę, która swoim wyglądem bezczelnie przypomina czasy triumfu.

Gdy nagroda, czyli pegaz, ożyje i zacznie mówić, to niemal od razu będzie się domagać pięknej sztuki. Dramaturg w złości i kłótni obrazi najpierw swoją nagrodę literacką, a następnie wszystkie możliwe poetyckie muzy. Ściągnie przez to na siebie wizytę bajkowych postaci, o których kiedyś pisał i zapomniał je dokończyć.

One urażone będą się dopominać o swój ciąg dalszy (stąd tytuł sztuki).

Szaszłyk na szpadzie

I tutaj pierwszy ukłon za całe przedstawienie w stronę Marty Guśniowskiej. Tekst dramatu wydaje się być momentami genialny. Naszpikowany jest zabawnymi ripostami ("zapisz sobie w swoich zwojach") i śmiesznymi wyzwiskami (moje ulubione to chyba nazwanie rycerza przebitego szpadą "szaszłykiem"). Ogromną zaletą "CDN" są też same pomysły na postacie.

Wspomniany przebity szpadą rycerz czy też mag (w tej roli Jacek Dojlidko) nie umiera, ale też nie można powiedzieć, żeby żył. Pisarz zapomniał dokończyć jego historię. A przecież trudno jest funkcjonować z żelastwem między żebrami (bo, świetne hasło, które pada ze sceny: "nie można wejść do windy").

Księżniczka czy hodowca płazów

Nie mija pierwszy szok dramaturga, który tłumaczy sobie, że wizyta postaci z niedokończonej bajki to pewnie początki choroby psychicznej (na którą przecież chorują wszyscy geniusze), jak zjawia się księżniczka.

Ona też ma pretensje, bo żyje z żabą, a nie z księciem, więc hasłem "nie puszczę ci tego płazem" próbuje wymusić na pisarzu dokończenie. Ze sterty bielizny wyczołga się nawet niebieski Skarpet, który ma aspiracje na bycie sławną kukiełką. Powstał w wyobraźni dramaturga przed laty jako pomysł na przedstawienie dla siostrzeńca.

Krzyknęłam nawet ze strachu, gdy na scenę wtargnął wilk ("wejście smoka" wydaje się być bajeczką dla grzecznych dzieci w konfrontacji z wejściem wilka). Ryszard Doliński gra wilka, który chce być dobry i za zmianę scenariusza swojej historii jest gotów nawet zapłacić.

Bajkowe postacie biegają w pokoju dramaturga, krzyczą, protestują, dramatyzują, piją sobie kawę, podstawiają pisarzowi pod nos stolik z maszyną do pisania i powtarzają: "dopisz mnie".

Nic dziwnego, że tworzy się bałagan, który potęguje gniew głównego bohatera. Gdy emocje sięgną zenitu, dramaturg zacznie widzieć wszystko wyraźnie, nabierze wiary w siebie, rozstawi wszystkich po kątach i zabierze się do pracy.

Muza chucha i dmucha

Ma się wrażenie, że wszystko w tym przedstawieniu zagrało. Jest świetnie napisany tekst, a puenty są mocno zaakcentowane.

Dramaturg denerwuje się i krzyczy tak głośno, że niekiedy chyba sam siebie zaskakuje silną reakcją. Pegaz, czyli Adam Zieleniecki, jest najciekawszą muzą, jaką w życiu widziałam. Chucha i dmucha na pisarza, żeby ten wreszcie siadł i zaczął pisać. Jest uroczy, gdy podjada mu kanapki, a nawet wtedy, gdy gapi się (dokładnie to słowo pada na scenie) rozmarzonym wzrokiem na księżniczkę. Jego miny są prawie tak samo nieziemskie, jak jego skrzydełka, z tyłu na plecach.

W przypadku reżyserki, Agaty Biziuk, czuje się wielokrotnie zapał, jaki towarzyszy twórczym działaniom młodych ludzi. Aktorzy grają z wielkim zaangażowaniem (księżniczka, Ewa Żebrowska, przypomina wnerwioną kobietę, która wpada do agencji matrymonialnej z reklamacją), autorka tekstu na scenie animuje szczurka, na widowni wszyscy trzymają kciuki mocniej niż zwykle. Taka właśnie była atmosfera w sobotę.

Dla obecnych i byłych uczniów

To spektakl zrobiony przez młodych ludzi z najlepszymi tego konsekwencjami, przeznaczony jest dla młodego widza. Rozbawi też każdego, kto miał kiedyś do czynienia z białą kartką i brakiem pomysłu na pierwsze zdanie wypracowania. (...)

Felerne towarzystwo u lalkarzy

Monika Żmijewska, „Gazeta Wyborcza”, 28.09.2008

ROZWIŃ

(...) w końcu rozgniewują się muzy. Fikcja zaczyna się mieszać z rzeczywistością, a mieszkanie zaczynają nawiedzać najrozmaitsze zjawy, które kiedyś zrodziły się w umyśle dramaturga, ale nie zostały dokończone. I tak, ledwie zarysowane, porzucone, teraz objawiają się w całej okazałości, zbuntowane i rozzłoszczone, wyłażąc z szafek i szafeczek, w ludzkiej albo lalkowej postaci. A to wściekły Mag przebity szablą, który wolałby miecz, bo to bardziej męskie. A to królewna, której narzeczony miał się odmienić, a ciągle jest żabą. A to wreszcie skarpeta w szafce, którą kiedyś dramaturg odgrywał różne scenki dla siostrzenicy - jest wściekła, bo od tamtego czasu ciągle musi rymować.... Przychodzi nawet wilk z bajki innego autora, który też ma pretensje. Słowem na młodego pisarza spada bajkowa szarańcza, która chce, by ten dopisał wszystkie wątki do końca, bo im tak jakoś źle.

Całe to towarzystwo jest przezabawne, sporo przy tym śmiechu, a to zarówno za sprawą niezłych odtwórców ról (Jacek Dojlidko - Mag, Ewa Żebrowska - nabzdyczona Królewna, Ryszard Doliński - Skarpeta, Wilk), jak i dobrze napisanych dialogów. Zresztą cała bajka Marty Guśniowskiej napisana jest sprawnie, z lekkością, bez zadęcia i z ideą. A idea jest taka: warto zaakceptować własne ułomności, bo los w końcu i tak się do nas uśmiechnie. Dramaturg dopisuje na żądanie postaci rozmaite zakończenia. Ale wcale nie pozbawia bohaterów nabytych wcześniej niedoskonałości, okazuje się, że można z nimi żyć i to całkiem szczęśliwie.

Sympatyczny jest klimat całej opowiastki - nieco ironiczny, lekkostrawny, dowcipny. Wkomponowuje się weń nieźle nawet kpina z antycznej komedii: nie braknie chóru lalkarskiego odśpiewującego minorowym tonem dowcipny prolog i epilog.

Straszne skutki strajku muz

Konrad Szczebiot, „Teatr”, nr 1/2009

ROZWIŃ

W fotelu reżyserskim Białostockiego Teatru Lalek zadebiutowała Agata Biziuk. Do realizacji przedstawienia dyplomowego (drugiego po autorskiej „Kukułce” z warszawskiego Teatru Wytwórnia) dyrektor Marek Waszkiel prócz sceny kameralnej i szóstki aktorów przydzielił Martę Guśniowską, piastującą od niedawna stanowisko etatowego dramaturga.

W efekcie powstał „CDN”, czyli opowieść o młodym Dramaturgu (w tej roli Krzysztof Bitdorf), który z taką lubością poddaje się twórczej niemocy, że rozgniewane muzy zsyłają do jego mieszkania procesję postaci, które łaskaw był do tej pory wymyślić. I tak z rozmaitych zakamarków rozdętej do niebotycznych rozmiarów gierkowskiej meblościanki (lalkarsko wybitnie funkcjonalny rekwizyt) wychodzą: przebity szablą, ale całkiem żywy, zniewieściały Mag (niewykorzystane dotąd talenty aktorskie pokazał w tej roli Jacek Dojlidko), może i piękna, ale posiadająca za to żabę w komplecie, Królewna (Ewa Żebrowska) oraz wysławiający się wyłącznie mową wiązaną, animowany przez Ryszarda Dolińskiego Skarpet (uwaga krzyżówkowicze - taką nazwę nosi „samiec Skarpety”). Nie wspominając o gadatliwym Pegazie, czyli nagrodzie literackiej przyznanej Dramaturgowi za jedyną dotychczas ukończoną sztukę. Towarzyszy on głównemu bohaterowi od samego początku i (tu świetny pomysł inscenizacyjny) pojawia się raz w postaci pacynkowej statuetki, kiedy indziej zaś jako słusznej postury mężczyzna (w tej roli Adam Zieleniecki). Nie pozbawiony miniaturowych skrzydełek oczywiście. Wszyscy mają pretensję i (prócz Pegaza) żądają, by Dramaturg dopisał ciąg dalszy ich biografii. Oczywiście w każdym szczególe zgodnie z życzeniami zainteresowanych. Dodajmy, że żadna z postaci nie jest przesadnie skromna.

Jakby kłopotów było mało, drzwi wejściowe kawalerki Dramaturga wyważa Wilk (ten z „Czerwonego Kapturka”; kreowany podobnie jak Skarpet przez Ryszarda Dolińskiego). Chociaż został stworzony przez Charles'a Perraulta, to jednak od naszego Dramaturga domaga się zmiany na lepsze swego publicznego wizerunku. Poczucia paranoi dopełnia szukający czegoś wszędzie tajemniczy jegomość w prochowcu (Mirosław Janczuk) i gadający Szczur (w tej roli sama Marta Guśniowska).

Nazwisko autorki dramatu naprawdę warto zapamiętać. Potencjał jej talentu słusznie bywa porównywany do twórczości Jana Wilkowskiego czy Jeremiego Przybory, a powszechne uznanie w środowisku teatralnym wciąż nie przyszło z tego chyba tylko powodu, że tryumfalny pochód jej dramatów objął chwilowo jedynie sceny lalkowe.

Wracając do „CDN-u”. W scenografii urzekły mnie wkomponowane we wspomniany uniwersalny peerelowski mebel kolorowe roczniki „Dialogu” i „Literatury na świecie” Recenzji nie zawadzi zręcznie wkomponowana w jej tok odrobina autoreklamy: jak Państwo widzą, nawet utalentowane postaci sceniczne czytają (lub przynajmniej prenumerują) czasopisma patronackie Biblioteki Narodowej!

Zamiast chwalić reżysera i pisać, jak to dobrze aktorzy grali, opowiem o zdarzeniu, którego świadkiem byłem podczas spektaklu. Widownia wypełniona po brzegi gimnazjalistami rozgadanymi do niemożliwości i popisującymi się na wszelkie możliwe sposoby, po kilku minutach przedstawienia zamilkła zupełnie, by z uwagą i rozbawieniem śledzić ubraną w abstrakcyjne dialogi nikłą akcję. Czy potrzeba lepszych referencji? Uśmiech ciepłego i inteligentnego humoru charakteryzuje „CDN” (mam tu na myśli, ma się rozumieć, tak dramat, jak przedstawienie). Dużo w nim także dystansu twórców wobec siebie i pozytywnej ironii, skierowanej niekiedy w samą instytucję teatru. Chciałoby się rzec - dobra szkoła Wojciecha Szelachowskiego.

Trop to jak najbardziej słuszny. Wojciech Szelachowski nie tylko roztoczył opiekę artystyczną nad tym projektem, ale również zagrał postać Dyrektora. Co prawda nie uczestniczy w przedstawieniu ciałem ni głosem. Spogląda jednak na rzeczywistość sceniczną z czarno-białego portretowego zdjęcia i, rzecz to niezwykła, dwa razy ze swej ściany akcję komentuje. Takie rzeczy mogą się zdarzyć tylko w teatrze.

Dramaturg od kuchni, czyli teatralna wycieczka do innego świata

Sylwia Grygorowicz, "Teatralia", 2.02.2009

ROZWIŃ

Zapowiada się niepozornie - idziemy szarą ulicą Kalinowskiego, wchodzimy do szarego budynku BTL-u, patrzymy na takie same twarze gimnazjalistów, albo, jeśli ktoś zawędrował na późniejszą godzinę, na bardziej zróżnicowane twarze ludzi chodzących do teatru z własnej woli, wchodzimy do sali, gdzie otaczają nas rzędy takich samych krzeseł i spoglądamy na scenę, gdzie stoją rzędy szafek made in PRL. Oczywiście takich samych. A potem napięcie już tylko rośnie...

Na pierwszy rzut oka "CDN" nie zapowiada się ciekawie. Historia pisarza, którego opuściła wena, prezentowana na scenie młodzieżowej, kojarzy się jednoznacznie - bohater pewnie pomęczy się, pozastanawia, nawiedzi go jakaś zbiedzona postać z jego książek, prosząc rzewnie o pomoc, na koniec zaś wróci wena, pisarz stworzy wielkie dzieło, a to wszystko - okrasi soczystym morałem. Tu jednak "CDN" sprawia największą niespodziankę.

Pisarz (Krzysztof Bitdorf) - owszem, jest. Z wzniosłością poezji niewiele ma wspólnego: zarośnięty facet snuje się w piżamie między łóżkiem; brakuje mu tylko zielonej butelki wystającej z kieszeni - nie zapominajmy jednak, że młodzieży demoralizować nie można. Nie braknie również mentora pisarza - Pegaza, który raz objawia się jako mała statuetka, a raz - w postaci aktora, Adama Zielenieckiego; w każdym jednak wcieleniu ma równie cięty język i bezkompromisowe metody pracy. Mamy też szefa pisarza, dyrektora teatru, czekającego na sztukę autorstwa naszego mistrza, patrzącego wyczekująco ze zdjęcia na ścianie. Pojawiają się również postaci z dramatu, których pisarz "nie dokończył", nie napisał zakończenia ich wątków - są one jednak równie żywe jak Pegaz, nie mając wiele wspólnego z przesłodzonymi bajkowymi postaciami.

Wilk (Ryszard Doliński) jako głównego argumentu używa pieniędzy, by nie rzec łapówki. Królewna (Ewa Żebrowska) chce, co prawda, aby jej książę odzyskał ludzką postać i nie był już żabą, ale tylko z tego względu, że żaba nie może przynosić jej klejnotów; daleko jej też do subtelności disneyowskiej Śnieżki czy Kopciuszka. Telefon, który ukazuje swoje spersonifikowane oblicze w najmniej oczekiwanym momencie, podpuszcza pisarza okrutnie, a Mag przebity szablą (Jacek Dojlidko) marzy o karierze wodza przebitego mieczem, bo przecież to straszna różnica. Koniec tego zamieszania z jednej strony jest przewidywalny, z drugiej jednak sprawia zaskoczenie. Owszem, pisarz mobilizuje się wreszcie, ale sposób, w jaki "kończy" swoje postacie zaskakuje wszystkich - od publiczności począwszy, na tychże postaciach skończywszy. A potem zostaje tylko żal, że już pora wychodzić z teatru.

Tym, co stanowi o sukcesie "CDN' jest bez wątpienia scenariusz - oparty na tekście autorstwa nadwornego dramaturga Białostockiego Teatru Lalek, Marty Guśniowskiej. Popełniła ona w świadomy sposób sztukę skierowaną do młodych i starszych widzów, odwracającą utarte schematy, bawiącą się konwencjami. Nie stroni też od mocniejszych zagrań - dodaje to prawdziwości całemu spektaklowi, sprawia, że patrzymy na bohaterów jak na realne postacie z krwi i kości, niepozbawione ludzkich słabości.

Wiadomo jednak, że sama jakość tekstu wiele nie pomoże, kiedy brak dobrego wykonania - to jednak spektaklowi nie grozi. Akcja biegnie wartko do przodu, nie ma chwil zbędnej dłużyzny czy zastoju; aktorzy budują rzeczywistość spektaklu z wielką energią i werwą. Trudno wyróżnić najlepszą kreację - każdy bowiem bohater jest inny, a jedyne, co ich łączy, to staranność, z jaką są odgrywani. Płynnie następuje też przejście z planu żywego do lalek - lalki i aktorzy współgrają ze sobą, a proceder ten "ułatwia" meblościanka, stojąca wzdłuż całej sceny.

Oglądając "CDN" można odnieść wrażenie, że jego stworzenie było dla całej ekipy jedną, wielką zabawą w pozytywnym znaczeniu tego słowa; zaś część tego ducha zabawy, radosnego tworzenia, zostaje gdzieś pomiędzy słowami i udziela się widzom. "CDN" wciąga i czaruje, buduje świat otwarty, w którym widz czuje się dobrze.

Refleksje? Ktoś uparty mógłby doszukać się w "CDN" śladów traktatu o sztuce, o niemocy twórczej, o losach artysty i jego weny, o mechanizmach tworzenia. I rzeczywiście - "CDN" ukazuje proces tworzenia, powoływania nowego świata i trudności, jakie przy tym napotyka kreator. Można by zająć się mozolnym przekładaniem zabawnym epizodów na poważny język kulturoznawstwa czy teatrologii, określaniem psychologii artysty na podstawie głównego bohatera, ba, nawet uznać "CDN" za traktat na temat schizofrenii. Można dopatrywać się aluzji do traktowania własnych niedoskonałości, można zastanawiać się, czy przypadkiem dramaturg nie obrazuje Losu, rozrządzającego ludźmi w dowolny, acz zawsze niezgodny z ich oczekiwaniami sposób. O wiele lepiej jednak zagłębić się w fotelu i dać się porwać teatralnej rzeczywistości, odwiedzić sąsiedni świat, istniejący obok na scenie i wyjść z teatru z ciepłym, miłym wspomnieniem. Na ponure refleksje jeszcze będzie okazja, zaś spektakl lekki i inteligentny zarazem nie trafia się często.

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt