Kto robi teraz lalki własnoręcznie, z potrzeby serca? – to pytanie wielokrotnie powraca w spektaklu „Kaszalot" w reżyserii Anny Retoruk, który wystawił Białostocki Teatr Lalek. Okazuje się, że są takie osoby, które mają serce do lalek. Przecież gdy robi się coś z sercem, to z niczego, można stworzyć cały świat.
Jedną z osób, która ma serce do lalek jest z pewnością Marta Guśniowska, dramaturg Białostockiego Teatru Lalek i autorka tekstu „Kaszalot". Nie ukrywa, że sama robi lalki. Chciała wykonać lalkę lisa dla swojego partnera. Lis do końca nie wyszedł. Miał spiczasty ryjek, był brązowy i w dodatku wypełniony kaszą gryczaną. Istny kaszalot. Autorka przyznaje, że tekst „Kaszalota" przeleżał kilkanaście lat w szufladzie, bo wiele osób bało się go zrobić. Nie wiedziało, jak pokazać go na scenie. Tekstem zainteresowała się jednak młoda reżyserka Anna Retoruk i tak „Kaszalot" z powodzeniem trafił na białostocką scenę.
„Kaszalot obudził się jakiś nieswój"
Bohaterów – biznesmena (Jacek Dojlidko), pulchną pasażerkę (Iwona Szczęsna) i pana w długim płaszczu (Krzysztof Pilat) – poznajemy na dworcu kolejowym, gdzie czekają na pociąg do Białegostoku. To w przedziale staną się postaciami z bajki – Kaszalotem, Pchłą i Lalkarzem. To oni wybiorą się w naprawdę fascynującą podróż, która ma przynieść odpowiedź na niezwykle nurtujące pytania...
Wszystko zaczyna się pewnego poranka, gdy Kaszalot obudził jakiś nieswój. Nieswój to czyj? Już na wstępie Marta Guśniowska zaczyna swoją zabawę językiem polskim. Wiadomo, że lubuje się w takich słownych igraszkach. Bohaterowie docierają do rwącej rzeki. Co rwała? Niczego, rwąca znaczy, że była prędka. A nurtujące pytania, bo rzeka ma nurt. Takie przykłady można mnożyć.
Czy można nazywać się kaszalot i nie należeć do ssaków tego gatunku? Okazuje się, że tak. Morski kaszalot (pomysłowo przedstawiony w formie torby podróżnej) połyka naszych bohaterów. Niechcący. Jak to w bajkach bywa, scena ma happy end. A może ze względu na spiczasty nosek Kaszalot jest lisi? Wyruszają więc do lasu. Uświadamiają sobie, że lisy są rude i chytre. Kaszalot nie może więc być lisem. Może słowne podobieństwo kaszalota do kasztana jest wystarczające, by poczuć się jak w rodzinie? Również nie.
Lalkarz wypowiada piękne przesłanie tej scenicznej baśni. „Zacznij od siebie. Jesteś dobry, pokochaj sam siebie". Kaszalot zaczyna realizować tę radę. Życie przemierza ze swoją najlepszą przyjaciółką Pchłą, która przez większą część spektaklu zwraca się do niego pieszczotliwie „Kaszalotku". Od tej chwili troski dzielą na pół, a radości mnożą.
„Kto robi lalki z potrzeby serca?"
Wielkim atutem przedstawienia jest scenografia autorstwa Joanny Martyniuk. Obrotowe konstrukcje potrafią być zarówno dworcem kolejowym, jak i wnętrzem pociągu. Do stworzenia rzeki wystarczy płachta błyszczącego niebieskiego materiału, odpowiednio poruszanego przez aktorów. Wreszcie walizki, z których wydobywają kolejne fragmenty scenografii. Skrywają lalkę lisa, ale też przyjemnie zieloną trawę w parku, na której leżą kasztany (aktorzy wdziewają wykonane z nich buty). Dla dziecięcej publiczności walizki będą też ciekawym elementem zaskoczenia.
W spektaklu mamy zarówno formy lalkowe, jak i żywy plan. Lalka Kaszalota przypomina trochę misia, ale ma spiczasty nos i dużą czapkę. W jednej ze scen Kaszalot występuje jako tintamareska. Z kolei Pchała to animowana różowa rękawiczka z pierścionkami w miejscu oczu. Ważne miejsce zajmuje Lalkarz, który posuwa całą akcję do przodu. Nieprzypadkowo rolę tę powierzono Krzysztofowi Pilatowi, który w tym roku świętuje 35-lecie pracy aktorskiej. To on wygłasza kwestie o lalkarzach, które w tekście Guśniowskiej dla dzieci brzmią bardzo wiarygodnie. Aktorów wspiera też inspicjent BTL Mirosław Janczak, z kolei głosu rzece użyczyła Izabela Maria Wilczewska.
Wielce udana jest tu także strona muzyczna skomponowana przez Pawła Sowę. Na początku spektaklu każdemu z bohaterów towarzyszy motyw muzyczny w innym stylu. Zaganianemu biznesmenowi elektronika, pulchnej pasażerce partie z operowymi wstawkami, a Lalkarzowi coś na kształt rockowej ballady. Aktorzy mają też okazję zaśpiewać przebojowe piosenki, które czynią spektakl atrakcyjnym dla młodego widza.
Kto robi teraz lalki własnoręcznie, z potrzeby serca? Przecież gdy robi się coś z sercem, to z niczego, można stworzyć cały świat. Taki świat udało się stworzyć ekipie tego przedstawienia.
Odszukaj siebie, wsłuchaj się w siebie, a wtedy wszystko, co najcenniejsze przyjdzie samo. Odnajdziesz swoje miejsce na świecie, sens swojego istnienia. Tak mądre przesłanie kierują do widza twórcy spektaklu. „Kaszalot" Białostockiego Teatru Lalek to idealna propozycja na rodzinne popołudniowe wyjścia do teatru z dziećmi.