Dynia staje się karocą, myszki - konnym zaprzęgiem, a suknia - wnętrzem zamku. U lalkarzy czarują tak, że dorośli poddają się sztuczkom, cóż dopiero dzieci.
W Białostockim Teatrze Lalek wystawiają najbardziej chyba klasyczną z klasycznych bajkę - "Kopciuszka". Ale na tyle atrakcyjnie, że choć wszyscy wiedzą, jak sprawa się skończy, to i tak chłoną kolejne sceny. Recepta to: sporo magii, ale przede wszystkim - humor, humor i jeszcze raz humor, żadna tam łzawa wyłącznie opowiastka o doli i niedoli.
Reżyser Oleg Żiugżda z Białorusi (który zresztą ze swego kraju przywiózł całą ekipę realizatorów, role zaś powierzył białostockim aktorom) zrobił spektakl z przymrużeniem oka. Są tu wtręty edukacyjne, są wyraziste podziały i kontrasty, przede wszystkim jest czarowna atmosfera i dowcip. Żarcik goni żarcik, sztuczek magicznych jest całe krocie, niespełna godzinny spektakl zlatuje błyskawicznie. Niby wszystko jest jak w tradycyjnym "Kopciuszku": zła macocha i jej córki (Maria Rogowska, Izabela Wilczewska, Ewa Żebrowska) pastwią się nad dobrym dziewczęciem, które choćby chciało, to nijak nie może wykrzesać z siebie doń złości. Co najwyżej - żal. Sprząta więc, podśpiewuje, z rzadka łzę uroni. Aż przychodzi moment, kiedy książę zorganizuje bal, Kopciuszek (Agnieszka Sobolewska) nieśmiało pomyśli, że też by chciał, i oto zjawia się dobra wróżka, by jej pomóc. A dalej wiadomo: odmieniony Kopciuszek trafia na bal, bal jest cudowny, ale trzeba uciec z niego szybko, bo czar pryśnie. Kopciuszek gubi pantofelek, wraca do swych robót, a Książę (Jacek Dojlidko) zostaje z bucikiem i marzeniem, by odnaleźć najpiękniejszą. Krąży więc po całym świecie, klęka przed kolejnym tysiącem damskich kolan i przymierza bucik i przymierza... I znaleźć odpowiedniej stopy nie może.
Wszystko to rozgrywa się w planie aktorskim i lalkowym - aktorzy animują proste lalki, najróżniejszej wielkości, czasem pojawia się teatr cieni. W tle muzykanci przygrywają na żywo. Do tego mnóstwo sztuczek ze światłem, które zmienia kolory, zalewa scenę ciepłą poświatą, albo setkami wirujących "zajączków". Albo kilka ruchów, przesunięć sprzętów i strojna suknia zamienia się w salę balową. Jeszcze zakręcić trzeba też korbą i oto długim podestem, rozdzielającym siedzących widzów, sunie dynia, sama, bez niczyjej pomocy! Za chwilę zamieni się w karocę i zaprzęg, i te też na bal pojadą same...
Na czarodziejskie sztuczki, zgrabnie "sprzedane" widzom - nabierają się dorośli, o dzieciach, którym oczy robią się jak spodki nie wspominając. To siła teatralnej iluzji, dzięki której wszystko nabiera czarodziejskiej oprawy: szara przestrzeń zamienia się w królewski, bogaty pałac, szare smutne życie - w bajkę, choćby na chwilę.
Ciekawych pomysłów, wziętych z codzienności, ale na scenie świetnie zaaranżowanych, tu sporo. Polecamy scenę wyjmowania z pudełka - jeszcze przed balem - bucików dla Kopciuszka, czy scenę poszukiwania właścicielki pantofelka, gdzieś na końcu świata. Potencjalne kandydatki wyskakują z kolejnych pudełek jak filip z konopi i dokonują autoprezentacji (Papuaska czekając na przymiarkę tak ekspansywnie trzęsie brzuchem, że książę ucieka gdzie pieprz rośnie, a widownia się zaśmiewa do łez).
Nie byłoby jednak spektaklu, gdyby nie udana trójca: wróżka i jej dwóch pomagierów, wystylizowanych na hotelowych boyów. Wróżka (Barbara Muszyńska) to złożona osobowość, strzelająca minami na prawo i lewo, lubująca się we wszelkich efektach, chodząca elegancja. Ale niech no tylko coś jej nie wyjdzie: różdżka się zatnie albo zagubi - czarodziejka gotowa wpaść w histerię, tupać nóżkami, albo piorunować wzrokiem podwładnych. W "Kopciuszku", sądzę, wróżka się marnuje. Współczesna rzeczywistość - o, to byłaby przestrzeń, w której mogłaby rozwinąć skrzydła... np. szefując korporacyjnej komórce: "zarządzanie zasobami ludzkimi" z całym motywacyjno-manipulacyjnym sztafażem. Póki co jednak wróżka poprzestaje na dwóch boyach (Robert Mazurek i Krzysztof Parda z Akademii Teatralnej), którzy dwoją się i troją, by bez słowa skargi zadowolić szefową.
Znaleźć można co prawda w spektaklu tanie artystyczne chwyty i stereotypowe ujęcia, ale nie ma co narzekać. Przedstawienie ma właściwie wszystko, co mieć powinno: czarowną atmosferę, sporo niespodzianek, humor przełamujący ckliwość historii, no i trochę edukacyjnych wtrętów. To świat pełen kontrastów (kojący głos Kopciuszka i jędzowaty - sióstr) i prostych, nienachalnych prawd, które trzeba wpajać od małego (będziesz dobrym człowiekiem, nieżyczącym źle innym - możliwe, że kiedyś zostaniesz za to nagrodzony).
Trochę gorzej wypada przekaz skierowany do starszych widzów przez postaci z planu aktorskiego (dziewczyna animująca lalkę Kopciuszka, stylizowana na hotelową pokojówkę dostaje zaproszenie na bal i oczywiście życie się jej odmienia). Całość trąci kiepską brazylijską telenowelą. Ale to już całkiem inna historia.