Ryszard Doliński i Katarzyna Siergiej razem na scenie kameralnej Teatru Dramatycznego przedstawiają świetny komediodramat "Miriam".
Psychologowie często uważają, iż nie można oczyścić duszy zanim z przysłowiowej szafy nie powyciąga się wszystkich trupów. Szafa jest kluczowym elementem scenografii, jaką wykorzystała Bernarda Bielenia reżyserując sztukę „Miriam”. To jednocześnie dowód wysokiego poziomu dwójki białostockich aktorów - wielokrotnie nagradzanego Ryszarda Dolińskiego i Katarzyny Siergiej, która z Teatru Wierszalin przeszła do Teatru Dramatycznego i na małej scenie postanowiła, korzystając z prezydenckiego stypendium, wystawić kameralny komediodramat.
Kobieta na wojnie
Losy Miriam splecione są z losami Rosji czasów I wojny światowej i bolszewickiego przewrotu. Początkowo tylko imię może naprowadzać na trop, iż owa młoda dama jest Żydówką. Przede wszystkim jest kobietą, która chce opowiedzieć prostą bajkę o trzech kozach szukających spokoju i pożywienia. Jednak przetaczająca się przez jej dom wielka historia, co rusz przerywa tę opowieść. Samotna Miriam co rusz musi otwierać drzwi skromnego domostwa i znosić awanse dowódców, którzy za mniej lub bardziej gładkimi słówkami i frazesami chcą tego, czego z reguły wyposzczony żołnierskim rzemiosłem wojak chce od niewiasty. Od czegóż jednak jest spryt tytułowej bohaterki i umiejętność przystosowania się do okoliczności.
Życie najlepszym nauczycielem
Pierwszy symboliczny trup, który wychodzi z szafy - wrót do świata zewnętrznego, wojennej zawieruchy, będzie carskim oficerem. Niby honorowy, egzaltowany, cudownie zabawny w swej żałosnej postawie Ryszard Doliński nie pozostawia złudzeń, po co odwiedził samotną młodą kobietę. Honorowo odmawia wódki, woli herbatę, zaś problem męża rozwiązałby ułatwiając mu karierę armijną. Kiedy okazuje się, że chodzi mu w gruncie rzeczy tylko o to, by znaleźć szybkie pocieszenie przed bitwą, nauczona życia kobieta po prostu chce mu się oddać. Jednak zwykły gwałt wojenny nie przystoi szlachcicowi w carskim uniformie. Wreszcie sprytna Miriam znajduje sposób, jak wywieść go w pole. Trudniejsze zadanie czeka ją, kiedy do drzwi zastuka ataman goniący bolszewicką zarazę. Znany z idealnego odgrywania gargantuicznych scen, Doliński „łukiem i sałem” przepijanym samogonem chciałby dodać sobie animuszu. Ważniejsze są jednak płynące z ust nabierającej sprytu niewiasty pochwały, podlewane hektolitrami alkoholu. Czuć jednak, że samotna żona ma do niego odrobinę sympatii. Kiedy z szafy wyjdzie komisarz - sytuacja jest już inna. Miriam z całego serca nienawidzi kretyna z trudem składającego litery. Mimo pozornej równości klasy robotniczej, to właśnie on najbardziej poniży kobietę. Broń Boże nie gwałtem - na to Miriam jest już za sprytna i zbyt zdesperowana, by ulec chamowi z czerwoną gwiazdą, ale czekając na przypalenie mu papierosa wyciągniętego z porcygara. Którym, nota bene, nie wie jak się posłużyć. Kiedy „ludzki pan” deklaruje, że władza ludowa i prawo stanu wojennego ułatwi przeprowadzenie rozwodu, bowiem chce ożenić się z Miriam, nie wie że jego prawo nie ma władzy by wskrzeszać umarłych. Może dlatego kobieta stawia mu tak zdecydowany opór, a wcześniej kpi z powagi śledczego w żywe oczy, bo straciła to co najważniejsze - syna. To zdaje się bezsensowna, przypadkowa ofiara wojny, której nikt nie chciał. I to jest ten najważniejszy trup, tkwiący w szafie pamięci głównej bohaterki. Symboliczne „wszafowstąpienie” matki z owiniętym w całun ciałem i droga dziecka do nieba kończą ten komediodramat mocnym, a zarazem wzruszającym akcentem.
Urodzeni do swoich ról
Katarzyna Siergiej, pełna energii, dwoi się i troi, zmienia maski raz płaszcząc się przed prześladowcami, innymi razy przejmując nad nimi władzę. Wykorzystuje ich słabości, by obronić cześć i wykpić niecne zamiary. Ryszard Doliński ma większą szansę na wygranie się. Od operetkowo zakochanego, starzejącego się panicza, po prostaka niewylewającego za kołnierz, obżerającego się na oczach widowni, po skretyniałego, ale w istocie najgroźniejszego w swej podejrzliwości i rewolucyjnej czujności komisarza. Drobnymi gestami, gagami podkreśla komizm postaci. Reżyserka mu w tym wyraźnie dopomaga, choćby każąc spektakularnie oddawać mocz podczas pijaństwa. I w żadnym razie nie obraża to ani nie gorszy widzów.
Kobieta jest zawsze sama
Umiejscowienie akcji w domu samotnej Żydówki, gdzieś we wsi pomiędzy Moskwą a Omskiem, jest dziś tylko symbolem. Czyż inaczej czuły się kobiety gwałcone w wojnach w Afryce, na Bałkanach czy na Wołyniu? Sztafaż historyczny, wzmocniony odnalezionymi w walizkach wspomnieniami z przeszłości (świetna miniwystawa wprowadzająca widzów w nastrój spektaklu) pozwala czuć się bezpiecznie. Śmiać się z prostych potrzeb facetów, cieszyć sprytem samotnej Miriam. Zło jednak wciąż może powrócić. Warto o tym pamiętać.