Może nas spacyfikują. Może rozpełzną się po całej sali i wejdą pod podest. Może na chwilę się rozpłaczą. Ale najważniejsze, by dobrze się bawiły - mówią twórcy nowatorskiego spektaklu "Pan Brzuchatek". Po raz pierwszy w teatrze widzami będą maluchy najmniejsze z najmniejszych. Już nawet półtoraroczne, a nawet młodsze
Trudno sobie wyobrazić takie gaworzące półtoraroczniaki, dwulatki w teatrze. Ale Białostocki Teatr Lalek podjął się tego wyzwania. W sobotę i niedzielę zaprasza na premierę "Pana Brzuchatka" według tekstu sztuki Marty Guśniowskiej [na zdjęciu]. Jako że odbiorcy są nietypowi, to i wszystko w spektaklu będzie inne niż zazwyczaj. Zniknie podział na typową scenę i widownię, żadnych krzeseł. W zamian - poduszki rozrzucone na podłodze. Dodajmy: podłodze czystej i przyjaznej - przez cały czas przy wejściu na salę, gdzie odbywają się próby - wisi kartka: "Przed wejściem zdejmujemy buty!". Dostosować się do tego muszą cały czas realizatorzy spektaklu, i wszyscy inni - rozbawieni dziennikarze przed wejściem na salę również musieli pozbyć się obuwia. I dotyczyć to będzie także widzów, którzy przed tajemnymi drzwiami pozostawią rzędy bucików w różnych rozmiarach.
A w środku znajdą się w niedużej przestrzeni (na jednym spektaklu znaleźć się może do 40 widzów), z niewysokim podestem na środku, na którym umieszczono ruchomą kolorową scenografię z tektury, i która będzie składana, przestawiana, przesuwana. Wystrój sali ma raczej osobliwy charakter, i pozwoli na oglądanie spektaklu z różnych miejsc. Całością zawiadywać będzie dwójka aktorów odziana w kolorowe ogrodniczki i trampki: Małgorzata Płońska i Zbigniew Litwińczuk oraz sześć miękkich lalek, z których najważniejsze to tytułowy Pan Brzuchatek oraz Babcia, a także: Słoń, Szczur, Pająk, Kot.
Nie tylko wybór rodzaju spektaklu jest w BTL debiutem. Debiutuje również wybitny aktor, który jest w stanie zagrać wszystko - Ryszard Doliński - tym razem w roli reżysera. Debiutem w BTL jest też praca Martyny Dworakowskiej, absolwentki Akademii Praskiej, która z białostockim teatrem współpracuje po raz pierwszy.
- "Pan Brzuchatek" to właściwie nie jest spektakl, raczej zabawa z dziećmi - mówi Doliński. - Główna trudność jest taka, by dzieci nie przerazić, a zainteresować ruchem i dźwiękiem. Większość spektaklu jest improwizowana, choć jego główny zrąb to tekst Marty [Guśniowskiej]. Dzieci budują dom, mówią jak go budować, mówią co tam będzie w tym domu. Mogą robić wszystko, co im się żywnie podoba: leżeć, łazić, zaglądać w różne kąty. O to właśnie chodzi, żadnej edukacji, żadnych przesłań. Prościutka bajeczka.
- To historia o Panu Brzuchatku, który mieszka w kolorowym domu i w którym ma za towarzyszy różne ciekawe postaci - mówi Marta Guśniowska, autorka sztuki. - W domku panuje sielankowa atmosfera, ale nagle okazuje się, że czegoś brakuje. Apetytu. Szukają go aktorzy, szukają go dzieci. Mnóstwo tu improwizacji, interakcji. W poszukiwaniu apetytu dzieci mogą trafić nawet pod podest [mieścić się w nim ma spektaklowa piwnica-red.].
Zbigniew Litwińczuk: - Takie przedstawienie to w sumie wejście na pole minowe. Rok, dwa, trzy to taki wiek, w którym teatr jest sprawą bardzo intymną - z dziadkiem, mamą. Ale będziemy musieli to jakoś ogarnąć.
Małgorzata Płońska: - Na razie pracujemy z cieniem. Nie mamy widowni. Za dziecko, które co jakiś czas z kąta się odzywa, robi Marta.
Doliński śmieje się: - Nie ma takich wrednych dzieci! Ileż ta Marta daje nam popalić. Tu pyta, tu się krzywi, za chwilę zacznie płakać... Gdzieś wyczytałem, że dziecko w takim wieku skupia się na 2,5 minuty i za chwilę musi mieć inny bodziec. Wymyśliliśmy więc tyle dziania, że ho, ho... To ciężka praca. Czasem sobie myślę, że wolałbym zagrać cztery "Punche" i "Płaszcze" [spektakle, w których gra Doliński - red.] niż przygotowywać "Brzuchatka". Ale to też frajda. Chcieliśmy na początku, by dzieci same wchodziły na salę, ale strach nam zaciska gardło, więc ostatecznie uznaliśmy, że w takim wieku to jednak z rodzicami. Bo chyba to byłoby jednak zbyt duże ryzyko. I tak nie wiemy, w jakim kierunku pojedzie ten spektakl. Może z 45 minut zrobi się więcej? Może dzieci sterroryzują aktorów? Przecież ta gaworząca stonka się rozlezie.... Na początku nawet zaproponowałem płotek oddzielający ich od widzów (śmieje się). Nie łudzimy się, że na spektaklu pojawią się tylko dzieci w jednym wieku. Rozpiętość będzie duża. I półtoraroczne, i pięcioletnie. Pięciolatek pod podest nie wejdzie, ale będzie zazdrościł młodszemu i co wtedy? Płacz? Próba pchania się na siłę? Oj, będzie się działo...
Teatr dla "naj-najmłodszych" wymyślili dawno temu Skandynawowie, potem zrobił furorę w Europie, teraz wkracza do nas. Do Białegostoku gatunek wprowadza Marek Waszkiel, szef Białostockiego Teatru Lalek, który chce wyjść naprzeciw tej części publiczności, jaka przychodzi do teatru już nawet z kilkumiesięcznymi dziećmi. Waszkiel wyobraził sobie taki spektakl zrealizowany scenograficznie przez Martynę Dworakowską. A że Marta Guśniowska właśnie napisała "Pana Brzuchatka" - postanowiono połączyć siły. Reżysera wybrała Dworakowska.
- Chciałam, aby był to ktoś, kto jest znakomitym aktorem i posiada wielką zdolność improwizacji. Jeszcze z czasów "Czerwonego Kapturka" pamiętam Ryszarda Dolińskiego jako osobę, która doskonale wie, jak wejść w kontakt z dziećmi - mówi Dworakowska. - Wyobrażam sobie "Pana Brzuchatka" jako bajkę nie do grania, a do dziania się, która włącza dziecko w zabawę. A nie tylko: siadaj i patrz. Owszem, dziecko siada, ale gdzie chce, zagląda gdzie chce, otwiera skrytki, patrzy na kolorowe formy, nawet może dotknąć lalki. Tu lalki są z gąbki, troszkę podobne do Muppetów. Oczywiście miękkie.
- Co ta Martyna o mnie mówi? - włącza się Doliński. - Wybrała mnie, bo ja taki infantylny jestem. Na chleb mówię "pep". No i podobny jestem do Brzuchatka...
Białostocki Teatr Lalek "Pan Brzuchatek", premiera - niedziela: sobota, godz. 17, kolejne spektakle - pon.-wt., godz. 9, 14-17 września , godz. 9»