1.
Pani Bernarda Bielenia, absolwentka i wykładowca Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie-Białymstoku (od roku akad. 1993/1994) wyreżyserowała w Białostockim Teatrze Lalek, kierowanym przez Pana Jacka Malinowskiego, baśń Sergiusza Prokofjewa Piotruś i Wilk. Zagrali utalentowani i dobrze znający swoje rzemiosło aktorzy Białostockiego Teatru Lalek, absolwenci sprzed kilku lat białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej: Łucja Grzeszczyk, Izabela Maria Wilczewska i Mateusz Smaczny. Opracowanie plastyczne przedstawienia przygotowała Pani Łucja Grzeszczyk. Opiekę artystyczną i pedagogiczną nad przedsięwzięciem objęli pospołu wybitni artyści polskiego teatru - scenografka Pani Halina Zalewska-Słobodzianek i reżyser Pan Wojciech Szelachowski.
Rosyjski pianista Seriusz Prokofjew (1891-1953), zarazem jeden z najbardziej oryginalnych kompozytorów pierwszej połowy XX wieku, oprócz oper, baletów, oratoriów i kantat, utworów orkiestrowych, koncertów, kwartetów i sonat pisał także pieśni oraz muzykę dla teatru i filmu. W teatrze dla dzieci i w teatrze lalek najczęściej sięgano po jego muzykę i scenariusze do oper Miłość do trzech pomarańczy (1919) iKopciuszek (1941) oraz baśni Piotruś i Wilk (Pietia i Wołk) czyli „bajki symfonicznej na głos recytatora i orkiestrę”, wystawionej po raz pierwszy w Moskwie (2 V 1936), w wykonaniu (recytacja i dyrygentura) samego Sergiusza Prokofjewa jako autora tekstu i muzyki.
Piotrusia i Wilka, w latach pięćdziesiątych XX wieku często wystawianego w Europie Zachodniej, w Polsce pokazano po raz pierwszy najprawdopodobniej dopiero w latach sześćdziesiątych niemal równocześnie w Gdańsku - w Operze Bałtyckiej (10 V 1968) oraz w Toruniu - w Teatrze Lalki i Aktora „Baj Pomorski” (30 III 1969). Obie prapremiery odbyły się w przedstawieniach składanych – w Operze Bałtyckiej w przedstawieniu Twoje pierwsze kroki muzyczne w Filharmonii, a w Teatrze „Baj Pomorski” w przedstawieniu Opowieści pana koncertmistrza.
Od tego czasu Piotruś i Wilk wracał do repertuaru teatrów muzycznych - w Szczecinie (21 XI 1974, 20 IV 1986), Warszawie (3 VI 1977, Teatr na Targówku), w Bydgoszczy (13 IV 1981), Bytomiu (20 X 1982, 6 XII 1990), Poznaniu (24 X 1992), w Krakowie (27 II 2000), Wrocławiu (25 I 2000). Ale zjawiał się także na scenach lalkowych: w Teatrze Lalek „Arlekin” w Łodzi w reżyserii Stanisława Ochmańskiego, scenografii Tadeusza Hołówki i choreografii Marii Parnell (14 XII 1978), na Scenie „Marcinek” w Poznańskim Teatr Lalki i Aktora (25 IV 1981) w reżyserii Wojciecha Wieczorkiewicza i w scenografii Leokadii Serafinowicz (25 IV 1981, 16 V 1987), w Zdrojowym Teatrze Animacji w Jeleniej Górze, grającym w XVIII wiecznym parku zdrojowym w Cieplicach (7 II 2010).
Czasem robił furorę jak na Scenie Marionetkowej Warszawskiej Opery Kameralnej (premiera 15 VIII 1984 w Villach - Ossiactt w Austrii, grane podczas festiwalu „Carinthischer Sommer” 1984, polska premiera w Białostockim Teatrze Lalek) w reżyserii Lesława Piecki, scenografii Adama Kiliana i w obsadzie złożonej z absolwentów białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej – Bogna Fastyn, Urszula Janik, Krystyna Kacprowicz, Beata Łuczak, Barbara Przychodzeń, Elżbieta Socha, Maria Wilma, Mirosław Wieński. Piotruś i Wilk był też grany przez teatry obce w Polsce (Opera z Drezna we Wrocławiu, 21 X 1977) i przez polskie zespóły za granicą (Teatr Wielki z Poznania w Hiszpanii, Scena Marionetkowa Warszawskiej Opery Kameralnej w wielu krajach). Był też wykorzystywany jako materiał dramaturgiczny, czego przykładem sztuki Ewy Lipskiej (Piotruś, Kaczka i Wilk, Kraków, 18 I 1986).
Dziś Piotruś i Wilk wraca na tej fali, która na sceny polskie przywraca baśń, a do teatrów lalek - repertuar dla dzieci najmłodszych i techniki lalkowe, kiedyś razem z lalkami wygnane przez tzw. żywy plan i przez znakomicie wykształconego aktora lalkarza, co wolał bywać aktorem-amatorem byle na żywym planie .
Wracają z jakiejś przyczyny. Jakiej? Trudno dociec. Najpewniej dlatego, że w chaosie i wrzasku stworzonym na świecie przez wysoką technikę człowiek szuka porządku i spokoju. I znajduje go jedynie w zapomnieniu o rzeczywistości dookolnej, a wg opinii jednego z najwybitniejszych polskich psychiatrów profesora Antoniego Kępińskiego, autora Psychopatologii nerwic (Warszawa 1986) – w świecie urojonym: jedni w alkoholowym lub narkotykowym upojeniu, inni w zabawie - podróżach, festiwalach, zabawach i zawodach. Także w teatrze – w marzeniu o świecie, w którym po niespodzianych zawirowaniach zdarzeń ludzie przywracają ład, porządek, sprawiedliwość, nagradzając dobre postępowanie, a każąc - złe postępki. Na razie tylko w baśni, ale docenionej i przez teatry, i przez widzów. Małych, o czym świadczy zainteresowanie na przedstawieniu Piotrusia i Wilka w Białostockim Teatrze Lalek. A także widzów dorosłych, czego dowodzi już od kilku czy nawet kilkunastu lat niebywałe powodzenie teatrów operowych – w dużym stopniu z repertuarem właśnie baśni dla dorosłych.
2.
W Białostockim Teatrze Lalek baśń otacza widza natychmiast po wejściu w przestrzeń teatru - w malutkiej Sali Prób kuszą na podłodze siedzenia na kolorowych poduszkach i niepokojące malowidła na ścianach. Zaprojektowane w rysunku i kolorystyce przez Łucję Grzeszczyk pod opieką Haliny Zalewskiej–Słobodzianek. Ścienne malowidła tuż przed przedstawieniem rozpoczynają wędrówkę i ruch. Zaintrygowani mali widzowie śledzą ich przesuwanie z zainteresowaniem i uważnie. Pokazują sobie różne postacie, jakby dobrze znane, a zarazem odmienne, które - gdy zgaśnie światło - powrócą w przedstawieniu.
Pierwsze obrazy, udatnie nieudane, wywołują salwy śmiechu, zawołania, oklaski. I dziecięca widownia, rozemocjonowana, podziwia malowane krajobrazy - ogrodu i łąki, wielki staw, roślinność i drzewa wokół stawu, horyzont zamknięty drogą do ciemnego lasu. Śledzi kolejne etapy baśniowej akcji i prezentację – wyloty ptaków, skoki Kota, prezentację bohaterów (Ptak, Kot, Piotruś, Kaczka, Wilk, Dziadek, Myśliwi), wyloty Ptaków, skoki Kota, wyprawę Piotrusia poza furtkę ogrodu. Wśród ciszy sielskiego krajobrazu nagle dostrzega nadciągającą grozę: zbliżanie się Wilka i pływającą beztrosko, bezbronną, nic nieprzeczuwającą Kaczuszkę, także niebezpieczeństwo grożące Piotrusiowi, co nieposłusznie opuścił bezpieczne podwórko.
Zaraz potem z ulgą przyjmuje pojawienie się pomocy w osobie Dziadka i Myśliwych. Cieszy ją baśniowy morał - sprawiedliwe zakończenie: uratowanie Kaczuszki, połkniętej przez Wilka, bezpieczeństwo Piotrusia, złowienie Wilka.
Struktura baśni – treść (i jej kolejne - malutkie - wątki), następujące po sobie zdarzenia, sens całości – została ukazana widzom jasno i przejrzyście. Reżyserski pomysł Bernardy Bieleni widowiska, obrazy scenograficzne Łucji Grzeszczyk, sztuka światła Rafała Baeckera zarysowały kolejne wdzięczne krajobrazy – bliski w ogródku z drzewem dla ptaka i kota, barwną łąkę ze stawem i lasem na horyzoncie, podwórko „porządkowane” przez Dziadka. Na tym tle sugestywnej grze aktorów prościutkiej lub wyrazistej, zależnie od potrzeby, towarzyszyła dyskretnie ilustracja dźwiękowa Tomasza Jurgielewicza, jak dobrze dobrane tło.
Treść tekstu prosta, postaci niewiele, środki teatralne można policzyć na palcach jednej ręki, czas trwania przedstawienia niedługi, wszystko niby małe, prościutkie, niewielkie, ale zebrać te drobiazgi w fascynujące przedstawienie, to dopiero jest trudna i prawdziwa sztuka. Nie tylko inspicjenta, choć on ma tu w osobie Mirosława Jańczuka ważne i trudne zadanie. Ale także całego zespołu aktorów, prawdziwie utalentowanych, znających swoje rzemiosło, w trudnym teatrze cieni. Toteż były (to nieuniknione) w przedstawieniu miejsca, zwłaszcza gdy wzmagało się tempo wydarzeń (z Wilkiem, i Myśliwymi) rażące brakiem przejrzystości - działań postaci i wypowiedzi. Ale mimo to gdy zapala się światło zwiastujące koniec przedstawienia, malutka publiczność wyraźnie nie ma ochoty na opuszczenie teatru. Coś tam gada, klaszcze, nie rusza się z miejsca, z wyraźną ulgą przyjmuje rozmowę z aktorami. Aktorzy uczą widzów, jak „robi się” teatr cieni, a rodziców obarczają trudnym obowiązkiem dostarczenia źródła światła dla przyszłych eksperymentów. W pamięci na długo pozostają małe rączyny układane nieporadnie w figury teatru cieni na wzór sprawnych rąk aktorów.
Przedstawienie BTL jest dobrze pomyślane i sprawnie zagrane, potrzebne, więc ważne.
Jego dodatkowe walory mogłam obserwować, bo oglądałam (przypadkowo) przedstawienie zagrane dla dzieci o rozmaitym stopniu i rodzaju niepełnosprawności.
3.
Aktorzy ukazali się nie tylko jako twórcy przedstawienia, ale także jako osoby pełniące ważną społeczną misję: rozumiejące problemy dzieci niepełnosprawnych i trudy ich opiekunów, przejęte chęcią dostarczenia małym widzom nie tylko rozrywki, ale także nauki rozwijającej umysł i sprawność fizyczną dzieci dotkniętych straszliwym kalectwem, służące pomocą osobom dorosłym, które pełnią niełatwe zadania wychowawcze. Zmęczeni pracą na scenie żegnali widzów z uśmiechem radości dla dzieci, ale także oznaką własnej satysfakcji z udanego bardzo trudnego obowiązku.
Szkoda tylko, że nie od nich zależy bardziej odpowiednie przystosowanie sali teatralnej na przyjęcie dzieci niepełnosprawnych - w postaci zróżnicowania siedzeń (dla części, jak jest, na kolorowych poduszkach ułożonych na podłodze, dla części na krzesłach i ławkach, odpowiednich co do wysokości, szerokości, oparcia, oraz swobodnego do nich dojścia tak dzieci dla zajęcia miejsca, jak opiekunów, gdy tego wymaga taka czy inna sytuacja.
Idealna obsługa widzów ze strony nie tylko opiekunów dzieci, ale także aktorów i obsługi technicznej teatru, wyraźnie wskazuje na częste uczestnictwo niepełnosprawnych widzów w przedstawieniach BTL-u. Pani Jolanta Łachmacka i Jej Pomocnica, które wprowadzały i rozmieszczały dzieci na sali, czyniły to z wielkim wysiłkiem nie tyle organizacyjnym, co po prostu fizycznym.
Więc jeśli nie Teatr (z braku pieniędzy), to jednak jakaś instytucja czy władza białostocka powinna pomyśleć o odpowiednim (oczywiście przenośnym) urządzeniu Sali Prób, jak słusznie pomyślała na przykład o sygnalizacji dźwiękowej na miejskich przejściach przez jezdnię. To przecież bardziej potrzebne niż automatyczne drzwi w instytucjach, gdzie wystarczyłyby zwykłe klamki, bardziej przydatne niż elektroniczna sygnalizacja o nadjeżdżających autobusach na przystankach, gdy wystarczy zwykły rozkład jazdy, bardziej nieodzowne niż bramki i głosowe anonse przy kasach na dworcu... Wyliczać dalej? Chyba nie ma potrzeby, bo inna kolejność ważności potrzeb społecznych i koniecznych na nie wydatków jest oczywista dla normalnie myślących zwykłych ludzi oraz prawdziwych Gospodarzy, z jakich Białystok zawsze słynął, i którzy umieli pomyśleć o odpowiednich urządzeniach teatralnych dla dzieci niedosłyszących, a razem z Panem Tomaszem Strzymińskim dla widzów niedowidzących czy ociemniałych – w teatrze i na ulicznych skrzyżowaniach w Białymstoku.
Można by wtedy zagrać, także dla dzieci różnej niepełnosprawności różne „bajki o wilku” ze zbioru Jerzego Rochowiaka (Toruń 2000), albo inne: wilki w butach (Wilk w butach Soni Prokofjewej), wilki wśród kóz i koźląt (Wilk, Koza i Koźlęta Jana Grabowskiego wg Adama Mickiewicza, O makowej wojnie, wilku i koźlętach Ewy Szelburg Zarembiny), wilki z Nusią (Nusia i wilki Pii Lindenbaum), a nawet przygody W brzuchu wilka Roberta Jarosza... Taki Wilk, jak w białostockim przedstawieniu Bernardy Bieleni, żyje w niejednym utworze, a wywołany z lasu, na pewno - całą zgrają - przybiegnie straszyć dzieci... nie tylko w Białymstoku...