Była sobie rodzina, był porządek i stały rytm. Aż któregoś dnia wydarza się coś, co zmienia wszystko: jedna fizyczna przemiana pociąga za sobą kolejne, aż finalnie deformuje się cała rodzina. A może tak naprawdę dopiero obnaża prawdziwe oblicze? W Białostockim Teatrze Lalek w świat absurdu i groteski wprowadza spektakl "Przemiana". Wielowymiarowa Kafkowska historia to istne szaleństwo formy. Do zobaczenia w niedzielę (12 listopada) o 18.
Po tekst Kafki "Przemiana" wraz z zespołem Białostockiego Teatru Lalek sięgnął twórczy duet Marcin Bikowski (reżyseria i scenografia) i Marcin Bartnikowski (dramaturgia). Od lat współtworzą Teatr Malabar Hotel, od lat znani są z charakterystycznej stylistyki i z niebanalnych pomysłów na teatr przedmiotu. W spektaklu realizowanym w BTL z zespołem młodych aktorów budują opresyjny, karykaturalny świat, w którym od mnogości przedmiotów zamienionych w lalki może zakręcić się w głowie. Piętrzą absurd na różne sposoby, krok po kroku tkają przestrzeń ciasnego, dusznego wnętrza. To przestrzeń rozpadu na wielu poziomach - ciała, więzi rodzinnych, empatii, wspólnych wartości.
Słynny tekst Kafki z 1912 roku to historia pewnego komiwojażera, nagle zamienionego w insekta: „Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka". W jednej chwili wszystko się zmienia. Wcześniej nieszczęsny Samsa był jedynym żywicielem rodziny, teraz już nie przynosi dochodu i w zasadzie jest niepotrzebny. Co uczyni reszta?
Przemiana jak choroba
O tym właśnie jest spektakl: o wpływie tej sytuacji na pozostałych członków rodziny. Mogłaby być to opowieść o długiej drodze do akceptacji, pogodzenia się z nowym etc. Ale nie jest. Rodzina nie umie na tę drogę wejść, nie chce, nie ma siły? I wybiera zupełnie inną strategię (nie)radzenia sobie z tematem. A zespół Białostockiego Teatru Lalek (trójka najmłodszych aktorów teatru: Magdalena Ołdziejewska, Agata Stasiulewicz i Maciej Zalewski) pod wodzą Bikowskiego i Bartnikowskiego intrygująco o tym opowiada. Trudno uwierzyć, że tekst Kafki ma już 110 lat, tyle ma w sobie świeżości, uniwersalnej iskry w opowiadaniu o odmienności. W spektaklu BTL ta aktualność podbita jest jeszcze rozbuchaną formą. I nawet jeśli miejscami można odnieść wrażenie, że forma przerasta tu treść, nadmiar ozdobników przytłacza, a spektakl w niektórych momentach męczy, to jednak finalnie wszystkie te zabiegi potrafią stworzyć spójny sugestywny świat.
"Przemianę" odczytywano na różne sposoby - m.in. jako opowieść o odmienności, odrzuceniu, izolacji. Marcin Bikowski i Marcin Bartnikowski w swojej interpretacji poszli dalej. W przemianie Samsy w insekta dostrzegli też chorobę, która najpierw toczy Samsę, a później degeneruje - już emocjonalnie - całą rodzinę. Tak w rzeczywistości jest - gdy w rodzinie choruje jedna osoba, tak naprawdę choruje cała rodzina. Od konstrukcji psychicznej jej członków, od ciężaru dramatu, od poczucia więzi i wspólnoty rodziny i od wielu innych czynników zależy, jak potoczą się jej dalsze losy. Jak to wygląda w przypadku rodziny Samsy? To cała gama rozmaitych reakcji - od zaprzeczeń, przez pretensje o to, co się stało (przecież jeśli już Samsa się na zmianę zdecydował, to czy nie mógł wybrać wersji mniej odrażającej, której trzeba się wstydzić przed sąsiadami?), po całkowite odrzucenie.
W oparach absurdu
W białostockim spektaklu siłą jest inscenizacyjny koncept spektaklu - wybór specyficznych środków wyrazu, charakterystycznych lalek, animacyjne pomysły i konstruowanie na oczach widzów groteskowego świata choroby, opanowującej cały dom. A także pomysł, by scenę oddać geometrom, osobnikom widzącym świat wyłącznie chłodnym okiem, za pomocą różnych przyrządów i liczb. I relacjonujących głosem pozbawionym emocji dramat Samsy.
Wprowadzając takie postaci na scenę, twórcy zderzyli świat uporządkowany, racjonalny, mierzalny z czymś, co jest skomplikowane, nieoczywiste, jak choćby właśnie choroba. Która powoduje przecież zmianę proporcji, doprowadza do tego, że świat w pewnym sensie wymyka się z rąk.Tymczasem geometrom wydaje się, że ujarzmić można wszystko. Zderzenie tych rozmijających się światów - osuwającego się w ciemność Samsy, histeria i pretensje rodziny oraz chłodna kalkulacja geometrów - sprawiają, że los Samsy wydaje się jeszcze bardziej tragiczny.
To spektakl skąpany w oparach absurdu, żywiący się groteską i czarnym humorem. A taki efekt twórcy uzyskują m.in. poprzez budowanie scen animacyjnych i abstrakcyjnych, z wykorzystaniem najróżniejszych przedmiotów, pomysłowych lalek, lin rozpiętych w przestrzeni (scenografia Marcina Bikowskiego). Aktorzy zapełniają scenę różnymi konstrukcjami, animują je, rozpinają lalki na linach, upychają do przezroczystych szafek, wcielają się w różne postaci. Budują świat choroby, pełen ograniczeń, narzuconych z zewnątrz, ale i od środka.
Za sprawą ich działań linie rysowane przez geometrów na papierze, swoiste porządkowanie przestrzeni, przeniesione są w przestrzeń. Aktorzy rozsnuwają sznurki, opasują nimi scenę, do sznurków przypinają niezliczoną liczbę lalek wyciętych z kartonu - twarzy, ust, rąk, lalek-poduszek, wyobrażeń wszystkich tych, którzy ze zmianą kształtu Samsy sobie nie radzą, oceniają go. Towarzystwo mówi, przekrzykuje się, to kakofonia dźwięków. To, co ma uporządkować przestrzeń, tak naprawdę wprowadza pewną opresyjność - sznurki rozpięte na scenie stają się w pewnym sensie metaforą wzajemnych zależności. Są jak wspólny krwiobieg, który z wolna zawłaszcza toksyna, a w niej: złe emocje, niechęć, odraza. Opresyjny, absurdalny klimat idealnie podbija świetna elektroniczna muzyka Anny Steli.
Pulsujące kłębowisko
Ciekawy jest inscenizacyjny zabieg, w którym aktorzy lalki członków rodziny animują za szybą, wciskając je w nią, ograniczając przestrzeń. Po czym sami - przywierają głową do szklanych ścianek, rozpłaszczają policzki, deformując twarze. I podkreślając wrażenie dusznej atmosfery, ciasnoty, niedobrej energii wypełniającej mieszkanie.
I wreszcie główny bohater przemiany - sam Samsa, zamieniony w robaka, stwora, insekta, czymkolwiek jest. W białostockim spektaklu staje się kłębowiskiem splątanych kolorowych sznurków. Kolorowy stwór pulsuje, żyje własnym życiem, z czasem zaczyna się poruszać na drewnianych odnóżach, animowanych przez aktorów.
Na co choruje Samsa? Białostocka interpretacja tekstu Kafki jest pojemna, pomieścić może chorobę fizyczną, psychiczną, brak chęci do życia, rezygnację z bycia jedynym żywicielem rodziny, ucieczkę w głąb siebie. I przede wszystkim - olbrzymią samotność.
W Samsie i jego przemianie każdy może odnaleźć coś innego.