Jeden wyczyści z grzechów, drugi sporządzi kawę, trzeci ogłosi, co właśnie myślisz. Będzie dużo śmiechu, ale i smutku, bo jeszcze inny - zepsuje się z nadmiaru emocji.
Wszystko to w urokliwym Muzeum Robotów, a konkretnie w Białostockim Teatrze Lalek, a jeszcze dokładniej - w mądrej opowiastce "Robot i Motylek". Rzecz - o kruchości życia i przemijaniu - dla dzieci, dorośli też się nie znudzą.
W epoce, w której maluchy same obsługują telefon komórkowy, przyzwyczajone są do projekcji 3D i rozbuchanych efektów specjalnych, najnowsza bajka w BTL może się wydać anachroniczna. Ale właśnie w tej stylizacji retro jest jej największy wizualny urok i potencjał. Ileż tam fascynujących ustrojstw, jakby z minionej epoki, jakby już z innej historii, ale jak potrafią przykuć uwagę!
Czyściciel odciąży
Tym razem lalkową ekipę tworzą roboty - zbudowane ze wszystkiego, co wpadło w rękę. Miski, trzepaczki, chochelki. Kabelki, rurki, nakrętki. Lampeczki, pokrętła, kolanka. I tak dalej, i dalej, i dalej A wszystko połączone tak zmyślnie, że trudno oderwać wzrok.
Już wchodząc do sali, mijamy kilka takich dziwolągów. Coś mruczy, coś świeci, kustosz zaś ostrzega, by nie patrzeć w to czy tamto "oko", bo hipnotyzuje, że ho, ho. W samej zaś salce (a jest to kameralna Sala Prób, gdzie wszyscy przysiadają na niskich ławeczkach lub wręcz na podłodze) mamy roboty z każdej strony. Z lewej - Pojemnik Myśli, z prawej - Czyściciel Grzechów, z tyłu - Kuchareczka, z góry - Mister Plujta... W takie towarzystwo wprowadza nas (wycieczkę) zażywny jegomość - kustosz Adam (zabawny Adam Zieleniecki) i jego sympatyczni pomocnicy Błażej i Iza (Błażej Piotrowski i Izabela Wilczewska).
To sprawdzą, co wybrany z sali delikwent myśli (Pojemnik Myśli na głowę i już wiadomo, co nam po niej chodzi: "podoba mi się pewien chłopak...", "jak będę duży, kupię sobie większy samochód niż tata...", "Ale ta nasza pani wychowawczyni jest ładna...". To wyczyszczą z grzechów (robot - czyściciel wyssie je błyskawicznie, zapakuje do plastikowej torebki, opatrzy imieniem i powiesi na ścianie - pracownicy teatru już przez te procedury przeszli, a ich grzechy w woreczkach wiszą na Grześcianie przy wejściu.
To wreszcie zaparzą kawę za pomocą robota Kuchareczki albo spróbują spacyfikować Mistera Plujtę, który zaczął świecić na czerwono, dostał czkawki i pluje mydlanymi bańkami. Do zabawy wciągnięci są nawet panowie - inżynierowie z laboratoryjnego okienka (ekipa techniczna BTL). Sceniczne "dziejstwo" jest wszędzie - z przodu, z tyłu, z boku, oczy trzeba mieć dookoła głowy, wszędzie coś się dzieje.
Prawie jak człowiek
Ale to tylko wstęp do prawdziwej opowieści kryjącej się pod tytułem spektaklu. Okazuje się nagle bowiem, że w muzeum jest jeszcze jeden robot. Przykryty płachtą, przed nim napis "Nieczynny", a ktoś złośliwie dopisał jeszcze: "Nie nadający się do niczego".
- Jak to! Nieprawda! - oburza się kustosz Adam, który swe roboty kocha jak dzieci. Zdejmuje płachtę, mówi z zapałem: "On był cudowny, piękny, prawie jak człowiek!"
I tak zaczyna się opowieść w opowieści: Robot ożywa (za sprawą Błażeja Piotrowskiego), rusza rękami, nogami, odpowiada na pytania (tylko zaprogramowane). I tak dzień w dzień, zmieniają się zwiedzający, robot wykonuje polecenia, aż tu którejś nocy przez okno wlatuje motylek...
Motylek ma sobie tyle delikatności, zwiewności i ciekawości świata (pełna miękkich ruchów animacja Izabeli Wilczewskiej), że nawet w robocie coś się budzi. Zaczyna marzyć, myśleć intensywnie, głównie o Motylku ("Ona jest inna niż zwiedzający!").
Nic to, że nie potrafi powiedzieć, co myśli, bo ma tylko gotowe odpowiedzi. Choć Motylek o listkach, a Robot o przyszłości robotów - jakoś się rozumieją. Niestety, do muzeum wpada któregoś razu nietoperz, Motylek traci skrzydełko, gaśnie w oczach. A Robot nie potrafi jej pomóc. Finał jest smutny, choć tak pięknie przez lalkarzy podany, że z tą smutną prawdą mogą się zmierzyć nawet najmłodsze dzieci. I pojąć mądre przesłanie tej króciutkiej baśni: piękno jest bardzo kruche, uczucia zaś nieoczekiwanie mogą okazać się głębokie i trwałe.
Jest w tej bajce też wiara w to, że osoby z dwóch różnych światów może coś połączyć - czy będzie to przyjaźń, czy miłość. Tu nawet mechaniczny bohater może odkryć w sobie uczucia, o których dotąd nie miał pojęcia: empatia, współczucie, ale też strach i smutek.
Desant z Litwy
Jest w spektaklu pięknie zagrana scena: Motylek czuje, że uchodzi z niego życie, pyta Robota: "dlaczego mnie nie obroniłeś, ani trochę Ci mnie nie szkoda? Robot zaś nie potrafi powiedzieć nic więcej ponad to, co zostało w nim zaprogramowane: "Życzę zdrowia i pomyślności w życiu osobistym". Tymczasem myśli i żal, że nie mógł nic zrobić, są tak mocne, że psują mu cały mechanizm.
Nie zawsze więc wszystko jest takie, jakie się wydaje na pozór - zdają się mówić autorzy bajki.
Tę przygotowali wspólnie goście z Litwy i nasi białostoccy lalkarze. Białostocki teatr do współpracy zaprosił grono pięciorga litewskich artystów. Autorką baśni jest Vytaute Žilinskaite, spektakl reżyseruje Agne Sunklodaite (jest też autorką adaptacji), scenografię przygotowała Giedre Brazyte, za muzykę odpowiada Antanas Jasenka, za wideo: Rimas Sakalauskas.