Bajkowy, magiczny, pełen wspaniałych kostiumów i przykuwającej uwagę choreografii – taki jest spektakl „Sen nocy letniej" w reżyserii Marka Zákostelecký'ego. Przedstawienie wystawił Białostocki Teatr Lalek.
Blisko pół roku czekali widzowie, by obejrzeć premierę spektaklu „Sen nocy miłości". Plany pokrzyżowała epidemia koronawirusa. Marcowa premiera odbyła się wreszcie w końcu sierpnia. Warto było czekać na tę nowość na białostockiej scenie.
Po raz kolejny – wcześniej reżyserował „Burzę" – czeski artysta sięgnął po tekst Williama Szekspira. „Sen nocy miłości" to bowiem sceniczna wersja „Snu nocy letniej". Jak zapewnia reżyser, to Szekspir w wydaniu dla dzieci. Nie tych najmłodszych, ale 10- czy 12-letnich. Ta propozycja na pewno ich rozbawi, a dorosłym widzom przypomni o sile miłości.
Puk i jego miłosny kwiat
W pierwszej scenie pojawia się Oberon (Michał Jarmoszuk) - król elfów i doradca miłości. „Radzi wszystkim, jak się kochać, kto i kogo, ale sam ma kłopot serca, bo Królowa patrzy srogo". Rzeczywiście otoczona przez elfy królowa Tytania (Izabela Maria Wilczewska) nie przejawia zainteresowania Oberonem. U króla zjawiają się dwie pary kochanków. Lizander (Maciej Zalewski) i Demetriusz (Mateusz Smaczny) walczą o serce Hermii (Magdalena Dąbrowska). To jednak Helena (Łucja Grzeszczyk) kocha Demetriusza. Plany zakochanych próbuje pokrzyżować Egeusz (Krzysztof Bitdorf).
Scena z dużą grupą aktorów na obrotowych stołkach to istny choreograficzny popis (za choreografię odpowiada Aneta Jankowska). Oberon zakazał bohaterom wstawać, więc poruszają się... jeżdżąc na stołkach. To wzbudza salwy śmiechu publiki.
Bohaterowie przeżyją jednak szaloną i pełną namiętności noc. Szybko przenosimy się do lasu, a tam w pełnej mocy zadziała siła magii. Leśne duchy i elfy widzą losy i perypetie ludzi i starają się wywrzeć na nich wpływ.
Oberon znika (widowiskowy moment) i pojawia się duszek Puk mieszający się w sprawy ludzkie (również Michał Jarmoszuk). Postać ta pochodzi z wierzeń ludowych hrabstwa Warwickshire, w którym Szekspir spędził młodość. W odróżnieniu od białych kostiumów ludzi i czarnych elfów, Puk przyodziany jest w turkusowy strój. Nosi też maskę i jest niemy. Za to posługuje się kwiatem, który pełni tę samą rolę, co zbłąkana strzała z łuku Amora. W oryginale Puk skrapiał oczy bohaterów sokiem z kwiatu. W białostockim spektaklu Puk strzela z kwiatu małymi strzałkami. Po takim ugodzeniu bohaterowie zakochują się w pierwszej napotkanej osobie.
Puk używa więc kwiatu do woli. Żeby nie zostać odkrytym przez bohaterów, przeobraża się w zwierzęce postaci – myszkę, zająca, jelenia czy nawet żubra. Magia wkracza również w życie królowej elfów Tytanii. Po nieświadomym spotkaniu z Pukiem pokocha od pierwszego wejrzenia... Osła, którym stał się Egeusz.
Dzięki odrobinie magii wszystkie postaci doczekują szczęśliwego zakończenia. Demetriusz schodzi się z Heleną, a Hermia z Lizandrem. Egeusz wreszcie nie ma nic przeciwko tym związkom.
Baśniowo i plastycznie
Wielkim atutem spektaklu są kostiumy i scenografia, za które odpowiada sam reżyser Marek Zákostelecký. Suknia królowej Tytanii z mnóstwem lampek, które zapalają się i gasną przy ruchu, z pewnością urzeknie młodszą część widowni. Wrażenie robi turkusowy kostium Puka, a także turkusowe wdzianka zwierząt - od malutkiej myszki, po ogromnego żubra - w które wciela się Puk. Lalkowym smaczkiem są umizgi liszek. Natomiast w scenografii jest wiele ruchomych elementów, które przenoszą widzów w różne przestrzenie.
Magiczny klimat wprowadza muzyka Martina Husovský'ego ze Słowacji. Rozbrzmiewają też piosenki (w samym finale przywołany jest utwór The Beatles „All you need is love"). Pełni bajkowego obrazu dopełniają multimedia Krzysztofa Kiziewicza. Gdy dołożymy do tego zaskakujące strzały z pistoletu, teatr cieni, inteligentne operowanie światłem, opowieść staje się wielce atrakcyjna dla młodego widza. Przy takiej grupie odbiorców dobrze robi też zabieg odchudzenia „Snu nocy letniej" o pewne wątki (niektóre są natomiast dodane). Zadbała o to autorka adaptacji Elżbieta Chowaniec (tekst oryginału podziwiać możemy w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka). Świat realny płynnie przenika się tu z fantastycznym. Magia wkracza w życie bohaterów i odciska ślad na ich losach.
Spektakl – jak na czeskiego twórcę przystało – obfituje też w humor. W zabawny nastrój wprowadza Amor (Piotr Wiktorko), który strzela ze swojego łuku, zapowiadając przy tym poszczególne sceny. Uśmiech na twarzach widzów z pewnością wzbudzi też przekomarzanie się młodych par podczas miłosnych zabaw.
Scenicznym majstersztykiem jest moment w końcówce spektaklu, w którym prym wiedzie obrotowa konstrukcja. Po jednej jej stronie królowa Tytania czas spędza z Osłem (będzie też miejsce na kulę disco, taneczną imprezę i popis gimnastycznych umiejętności Izabeli Marii Wilczewskiej), a po drugiej stronie mamy kłótnie młodych. Reżyser potrafi wykorzystać możliwości białostockiej sceny.
To teatr bardzo plastyczny, poetycki, przepełniony magią, który wymaga zarówno o twórców, jak i widzów dużej wyobraźni. To również historia o poszukiwaniu miłości. O tym, jak szukać jej w sposób magiczny. Twórcy spektaklu przypominają, że przed siłą miłości nie sposób się obronić.