Stos poduszek, tajemnicza szafa i dwójka kłótliwych sąsiadów ekscentryków. Co z tego wyniknie? Zabierzcie swoje dzieci w wieku od 3 lat wzwyż do Białostockiego Teatru Lalek, a wszyscy dowiedzą się, w czym rzecz. Lalkarze zapraszają na "Fryderyka Szpaka" - baśniową historię o tym, o czym ostatnio powinniśmy mówić jak najwięcej: o nietolerancji i powielaniu stereotypów. Premiera w sobotę (25.05).
Teatr proponuje znów spektakl w swojej malutkiej salce, w której dzieciaki siedzą wśród poduch na podłodze - jak chcą: leżąc, na brzuchu, po turecku - a rodzice wraz z nimi albo na krzesłach pod ścianą. Jak bardzo takie bajeczki dla najmłodszych maluszków są potrzebne - zobaczyć można podczas spektakli, w których Białostocki Teatr Lalek ostatnio wiedzie prym: na "Panu Brzuchatku" czy "Misiaczku" dzieciaki raczkują, turlają się wśród poduszek, przemieszczają się w stronę aktorów, których od widzów nie oddziela żadna scena - są na tym samym poziomie. Na najnowszy spektakl też reagują żywiołowo, bo już aktorzy przetrenowali go na pokazie przedpremierowym.
"Fryderyka Szpaka" - według tekstu niemieckiego dramaturga Rudolfa Herfurtnera wyreżyserował Jacek Malinowski, szef Białostockiego Teatru Lalek.
- To ciekawa i wesoła historia o dwojgu ekscentrycznych sąsiadów, którzy są bardzo różni pod względem upodobań. Pani Maier uwielbia szczury, pan Huber - karmi ptaki. I trudno im dojść do porozumienia, nie tylko w tej kwestii - mówi reżyser. - Ta bajka jest bardzo na czasie, dotyka kwestii tolerancji i stereotypów, weryfikuje pewne poglądy. Uczy, że nie należy nikogo oceniać po pozorach. Okazuje się, że zwierzaki ohydne, budzące odrazę, mogą zachować się szlachetnie i np. uratować ptaszka z opałów. Taka sytuacja może zmienić nastawienie, a wszystkie sąsiedzkie niesnaski przerodzić w przyjaźń. Ten spektakl ułożył się w bardzo familijną opowieść - ma swoje pięterko dla dorosłych widzów, którzy też odczytają tam coś dla siebie.
A na poziomie dziecięcym - to barwne widowisko, zbudowane z kolorowych poduszek i tajemniczej szafy, kryjącej rozmaite tajemnice. Można ją otworzyć i napić się w niej kawy, można się na nią wdrapać, by nakręcić patefon, można się w niej ukryć. W oryginalnym tekście sztuki mamy sąsiadów zamieszkujących pewną kamienicę, ale lalkarze przenieśli ją w przestrzeń szafy właśnie.
W dwójkę sąsiadów wcieli się dwoje aktorów, którzy z widownią najnajmłodszą radzą sobie doskonale - co było widać już choćby w "Misiaczku". To Sylwia Janowicz-Dobrowolska i Artur Dwulit.
- Taki spektakl za każdym razem jest wielkim wyzwaniem. Bo dzieci są różne, mają różną wrażliwość, bardzo różnie reagują. Oprócz zadania, jakie mamy do wykonania na scenie, musimy jeszcze obserwować widza i być bardzo elastyczni, by się do niego dostosować - mówi Sylwia Janowicz-Dobrowolska.
- Czy kiedyś byliście bezradni wobec takich najmłodszych widzów? - pytamy.
- Dziś byliśmy bezradni, podczas spektaklu przedpremierowego. Maluchy weszły nam na scenę. Bardzo chciały wszystkiego dotknąć - żartuje aktorka. - To akurat całkiem pozytywna reakcja. Ale raz w "Misiaczku" mieliśmy taką sytuację, że maluchy płakały, na początku.
- Taki płacz przede wszystkim wynika z przestrzeni, w której się znajdują - dla nich zupełnie nowej. Potem w kolejnych minutach wszystko się normuje i dalej jest wszystko w porządku - mówi Artur Dwulit.
Malinowski: - Czasem dzieci też płaczą, bo dorośli nie pozwalają im na niektóre rzeczy, które właśnie w tej przestrzeni maluchy mogą robić. Że niby nie wypada. A właśnie, że wypada.
Zdaniem twórców - o ile "Misiaczek" i "Pan Brzuchatek" przeznaczony jest nawet dla roczniaków, o tyle "Fryderyk Szpak" skierowany jest raczej dla dzieci ciut starszych - od trzech lat wzwyż. W spektaklu tym jest całkiem sporo tekstu, tym najmłodszym może nie być łatwo się skupić.
Spektakl jest muzyczny, pełen miłych dla ucha melodii - autorem muzyki jest Krzysztof Dzierma.