Valérie Białostockiego Teatru Lalek na podstawie powieści Vitězslava Nezvala, w reżyserii Alaina Lecucqa, to pełnowymiarowe przedstawienie zrealizowane w konwencji teatru papierowego. Ta dziewiętnastowieczna tradycja, kultywowana we Francji przez reżysera spektaklu, założyciela Instytutu Teatru Papierowego, jest domeną miniaturowych form. Twórcy Valérie powiększyli jednak skalę papierowego pudełka. Scenografia Andrzeja Dworakowskiego to wysoka na blisko trzy metry kartonowa ściana pokryta rysunkami miejskich zabudowań, pełna okienek, w których również rozgrywa się akcja. Poplątaną, szaloną, pełną zaskakujących zwrotów historię młodziutkiej Valérie (Agnieszka Sobolewska), córki biskupa i zakonnicy, przedstawiono przy użyciu kilku planów. W okienkach papierowej ściany - nieprzeciętnie wydobywanych z mroku poprzez oświetlenie zarysowujące dokładnie kwadrat tego wycinka sceny - akcja toczy się przy użyciu miniaturowych płaskich lalek z kartonu, poruszanych od dołu. Niekiedy w tych okienkach pojawiają się zasłonięte maskami twarze aktorów. Grają oni także w żywym planie, mają jednak na sobie charakterystyczne kostiumy - płaskie kartonowe formy zwisające z szyi i zasłaniające całe ciało oraz wykonane tak samo maski, które odzwierciedlają wygląd postaci planu lalkowego.
Tylko tytułowa bohaterka grana jest bez takiego kostiumu. Ruch postaci zakrytych formą jest bardzo ograniczony, sztywny, na wzór papierowych figur, i tylko Valérie swoją kobiecością, gibkością, samą obecnością ciała na scenie, wprowadza inny rodzaj ekspresji. Papier bowiem w tym spektaklu również kipi emocjami, figury - w dużej mierze za sprawą dynamicznej, jakby niechlujnej kreski Dworakowskiego - nie są postaciami statycznymi, mają w pozbawionym gestykulacji ruchu bardzo dużo życia. Są to postaci odrealnione i - jak cała opowieść o dojrzewaniu i poszukiwaniu przez Valérie jej tożsamości - mają w sobie sporo demonizmu i pulsującej podskórnie erotyki. Trudno zrekonstruować przedstawioną w spektaklu historię, jest ona irracjonalna, skomplikowana i niejasno przeprowadzona, wszystko to okazuje się jednak atutem przestawienia. Nie o samą historię - mroczną i piękną zarazem - w tym przedstawieniu chodzi, lecz o towarzyszącą opowieści atmosferę. Oniryczną, pełną napięć, sterowaną demonicznymi mocami i wyuzdanymi popędami, pożądaniem piękna, młodości, rozkoszy, ale i śmierci, o którą ocierają się zarówno młodzi, jak i starzy bohaterowie.
Cały zespół aktorski - Agnieszka Sobolewska, Magdalena Czajkowska oraz Wiesław Czołpiński - świetnie poradził sobie z tą konwencją. Grają oni razem blisko piętnaście postaci, jednak zamiany ról są wręcz nieodczuwalne dla widza. Pełna epizodów historia, dramatyzm rodzący się w spotkaniu ciała aktora z papierową formą, bijące ze sceny emocje - wszystko to oparte zostało na spokojnej, stonowanej grze aktorskiej. Ta misternie utkana struktura emocjonalna rozpadłaby się jednak bez muzyki Krzysztofa Dziermy, wykonywanej na akordeonie przez Roberta Jurćo. Podobnie jak w Murdasie, jest on nie tylko akompaniatorem, uczestniczy również w akcji, a płaczliwy jęk jego akordeonu guzikowego czy przeraźliwe tremola, grane w górnym rejestrze, poszerzają siłę i skalę oddziaływania scenicznego świata.
Tytułowa postać, kreślona początkowo jako naiwna i niewinna, wraz z rozwojem akcji staje się coraz bardziej zagadkowa, nie odkrywając własnej tajemnicy aż do końca spektaklu, kiedy to, z demonicznym spojrzeniem, mówi nam „dobranoc”. Może wszystko, co wydarzyło się przed chwilą, było wytworem jej nieprzyzwoitej wyobraźni? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi, jednak twórcom spektaklu udało się dowieść, że to nie słowa zapisane na papierze, lecz papier jako tworzywo może być nośnikiem ogromnej ekspresji. Docenili to również jurorzy festiwalu, przyznając spektaklowi II nagrodę (ex aequo ze spektaklem Drugi pokój - impresja według Zbigniewa Herberta Unii Teatr Niemożliwy).